Świadkiem
w monachijskim procesie Johna Demianiuka, strażnika z obozu
w Sobiborze, będzie inny SS-man, strażnik z Bełżca, który
żyje spokojnie w Niemczech. - Zabił połowę mojej rodziny,
nie spocznę, póki nie odpowie za zbrodnie - mówi Aron Krochmalnik
W niemieckiej książce telefonicznej znajduję tylko jedno nazwisko Samuel Kunz.
Dzwonię. Kunz przyznaje, że był w SS i służył w obozie zagłady
w Bełżcu.
- Czy zabijał pan tam Żydów?
- Nie mam nic do powiedzenia - odparł drżącym głosem i się rozłączył.
Arona Krochmalnika, Niemca i Żyda opolskich korzeniach, spotkałem kilka dni temu
w Berlinie. Powiedział mi, że 89-letni Kunz, który mieszka
pod Bonn i żyje z urzędniczej emerytury, to prawdopodobnie
jedyny żyjący członek załogi obozu w Bełżcu, miejscowości
położonej 40km na południe od Zamościa. W1942 r. Niemcy zgładzili
tam 600 tys. polskich Żydów z Galicji i Lubelszczyzny.
Wkrótce Kunz ma zeznawać w procesie
Johna Demianiuka, ukraińskiego strażnika z obozu zagłady
w Sobiborze. Niemcy sądzą go w Monachium za udział w mordzie
29 tys. więźniów. - Jak to możliwe, że Kunz sam nie jest
oskarżony? Dlatego że Demianiuk jest z pochodzenia Ukraińcem,
a Kunz ma obywatelstwo RFN? - pyta Krochmalnik.
W Bełżcu zginęła większość krewnych
matki Krochmalnika. Obóz Niemcy zbudowali na działce jego
prababki Jahet Lermann, którą potem tam zagazowano. - Może
i sam Kunz przyłożył do tego rękę. To przecież strażnicy
zaganiali Żydów do komór - zastanawia się Krochmalnik.
Wojenne losy Kunza i Demianiuka są
podobne. Jako żołnierze Armii Czerwonej dostali się w1941r.
do niewoli i poszli na współpracę z Niemcami. Przeszli szkolenie
w obozie SS w Trawnikach pod Lublinem, potem Demianiuka jako
szeregowego strażnika posłano do Sobiboru. Kunz, nadwołżański
volksdeutsch, znał niemiecki i dzięki temu w Bełżcu nadzorował
pracę setki strażników takich jak Demianiuk.
Po wojnie Demianiuk wyjechał z Niemiec
do USA. W 1986 r. deportowano go do Izraela. Skazano go tam
na śmierć jako "Iwana Groźnego" - sadystę z Treblinki. Ale sąd najwyższy uchylił wyrok, uznając, że nie da się
jednoznacznie dowieść, iż to "Iwan Groźny". Demianiuk wrócił do USA, ale w kwietniu 2009 r. został deportowany do Niemiec.
Kunz po wojnie dostał zachodnioniemieckie
obywatelstwo, pół wieku pracował jako urzędnik w ministerstwie
budownictwa. Choć występował jako świadek w kilku procesach
nazistów, sam nigdy nie został oskarżony o zbrodnie.
Jedyny proces załogi Bełżca odbył
się w Niemczech Zachodnich w 1963 r. Z ośmiu oskarżonych
oficerów SS na kilkuletnią odsiadkę skazano jednego. Pozostałych
sąd uniewinnił, uznając, że musieli wykonywać rozkazy.
Prasa niemiecka pisze o Kunzu od jesieni
zeszłego roku. Prokuratura w Dortmundzie wszczęła wtedy przeciwko
niemu śledztwo.
- Interweniowałem u prokuratorów,
dlaczego go nie aresztowano tak jak Demianiuka. Odpowiedzieli,
że jest stary i nie ucieknie - mówi Krochmalnik. Od kilku
tygodni pisze pisma do prokuratur i ministerstwa sprawiedliwości.
W sprawie coś się ruszyło, bo od prokuratora Ulricha Maassa
dowiaduję się, że prawdopodobnie Kunz stanie przed sądem.
Akt oskarżenia będzie gotowy najwcześniej latem.
Kunz przyznał niemieckim śledczym,
że był w Bełżcu, wiedział o gazowaniu Żydów, ale zaprzecza,
by brał udział w zabijaniu. Trudno będzie mu coś udowodnić.
W przeciwieństwie do procesu Demianiuka nie ma ocalałych
więźniów z obozu w Bełżcu, którzy mogliby świadczyć, ani
nawet spisów ofiar.
Są wprawdzie zeznania ukraińskich
strażników z Bełżca składane przed radzieckimi prokuratorami.
Opisują, że wszyscy bez wyjątku zabijali Żydów. Ale adwokaci
zapewne będą próbowali obalić te dowody, twierdząc, że zdobyto
je torturami.
- Nie będę czekał na prokuraturę.
Mój prawnik pracuje nad prywatnym aktem oskarżenia przeciwko
Samuelowi Kunzowi. Boję się, że następne pokolenie Niemców
będzie przekonane, że Holocaust to dzieło Ukraińców takich
jak Demianiuk - mówi Krochmalnik. wyborcza.pl
|