2010-03-16 07:29
wyborcza.pl
Dlaczego Niemcy sądzą tylko Demianiuka
Bartosz T. Wieliński

Świadkiem w monachijskim procesie Johna Demianiuka, strażnika z obozu w Sobiborze, będzie inny SS-man, strażnik z Bełżca, który żyje spokojnie w Niemczech. - Zabił połowę mojej rodziny, nie spocznę, póki nie odpowie za zbrodnie - mówi Aron Krochmalnik

W niemieckiej książce telefonicznej znajduję tylko jedno nazwisko Samuel Kunz. Dzwonię. Kunz przyznaje, że był w SS i służył w obozie zagłady w Bełżcu.

- Czy zabijał pan tam Żydów?

- Nie mam nic do powiedzenia - odparł drżącym głosem i się rozłączył.

Arona Krochmalnika, Niemca i Żyda opolskich korzeniach, spotkałem kilka dni temu w Berlinie. Powiedział mi, że 89-letni Kunz, który mieszka pod Bonn i żyje z urzędniczej emerytury, to prawdopodobnie jedyny żyjący członek załogi obozu w Bełżcu, miejscowości położonej 40km na południe od Zamościa. W1942 r. Niemcy zgładzili tam 600 tys. polskich Żydów z Galicji i Lubelszczyzny.

Wkrótce Kunz ma zeznawać w procesie Johna Demianiuka, ukraińskiego strażnika z obozu zagłady w Sobiborze. Niemcy sądzą go w Monachium za udział w mordzie 29 tys. więźniów. - Jak to możliwe, że Kunz sam nie jest oskarżony? Dlatego że Demianiuk jest z pochodzenia Ukraińcem, a Kunz ma obywatelstwo RFN? - pyta Krochmalnik.

W Bełżcu zginęła większość krewnych matki Krochmalnika. Obóz Niemcy zbudowali na działce jego prababki Jahet Lermann, którą potem tam zagazowano. - Może i sam Kunz przyłożył do tego rękę. To przecież strażnicy zaganiali Żydów do komór - zastanawia się Krochmalnik.

Wojenne losy Kunza i Demianiuka są podobne. Jako żołnierze Armii Czerwonej dostali się w1941r. do niewoli i poszli na współpracę z Niemcami. Przeszli szkolenie w obozie SS w Trawnikach pod Lublinem, potem Demianiuka jako szeregowego strażnika posłano do Sobiboru. Kunz, nadwołżański volksdeutsch, znał niemiecki i dzięki temu w Bełżcu nadzorował pracę setki strażników takich jak Demianiuk.

Po wojnie Demianiuk wyjechał z Niemiec do USA. W 1986 r. deportowano go do Izraela. Skazano go tam na śmierć jako "Iwana Groźnego" - sadystę z Treblinki. Ale sąd najwyższy uchylił wyrok, uznając, że nie da się jednoznacznie dowieść, iż to "Iwan Groźny". Demianiuk wrócił do USA, ale w kwietniu 2009 r. został deportowany do Niemiec.

Kunz po wojnie dostał zachodnioniemieckie obywatelstwo, pół wieku pracował jako urzędnik w ministerstwie budownictwa. Choć występował jako świadek w kilku procesach nazistów, sam nigdy nie został oskarżony o zbrodnie.

Jedyny proces załogi Bełżca odbył się w Niemczech Zachodnich w 1963 r. Z ośmiu oskarżonych oficerów SS na kilkuletnią odsiadkę skazano jednego. Pozostałych sąd uniewinnił, uznając, że musieli wykonywać rozkazy.

Prasa niemiecka pisze o Kunzu od jesieni zeszłego roku. Prokuratura w Dortmundzie wszczęła wtedy przeciwko niemu śledztwo.

- Interweniowałem u prokuratorów, dlaczego go nie aresztowano tak jak Demianiuka. Odpowiedzieli, że jest stary i nie ucieknie - mówi Krochmalnik. Od kilku tygodni pisze pisma do prokuratur i ministerstwa sprawiedliwości. W sprawie coś się ruszyło, bo od prokuratora Ulricha Maassa dowiaduję się, że prawdopodobnie Kunz stanie przed sądem. Akt oskarżenia będzie gotowy najwcześniej latem.

Kunz przyznał niemieckim śledczym, że był w Bełżcu, wiedział o gazowaniu Żydów, ale zaprzecza, by brał udział w zabijaniu. Trudno będzie mu coś udowodnić. W przeciwieństwie do procesu Demianiuka nie ma ocalałych więźniów z obozu w Bełżcu, którzy mogliby świadczyć, ani nawet spisów ofiar.

Są wprawdzie zeznania ukraińskich strażników z Bełżca składane przed radzieckimi prokuratorami. Opisują, że wszyscy bez wyjątku zabijali Żydów. Ale adwokaci zapewne będą próbowali obalić te dowody, twierdząc, że zdobyto je torturami.

- Nie będę czekał na prokuraturę. Mój prawnik pracuje nad prywatnym aktem oskarżenia przeciwko Samuelowi Kunzowi. Boję się, że następne pokolenie Niemców będzie przekonane, że Holocaust to dzieło Ukraińców takich jak Demianiuk - mówi Krochmalnik.

wyborcza.pl