88-letni
Samuel Kunz, były strażnik obozu zagłady w Bełżcu, usłyszał
zarzut współudziału w morderstwie 430 tys. osób. Być może
jego proces odbędzie się przed... sądem dla nieletnich
Wynika to z tego, że gdy Kunz został strażnikiem w Bełżcu, miał 20 lat. A według
niemieckiego prawa oskarżeni w wieku od 18 do 21 lat mogą
być sądzeni jako nieletni, jeśli sąd uzna, że w chwili popełnienia
czynu nie byli wystarczająco dojrzali, by zdawać sobie sprawę
z tego, co robią. Sąd dla nieletnich może skazać Kunz na
karę 10-15 lat, podczas gdy w sądzie dla dorosłych grozi
mu dożywocie. Decyzja, który sąd zajmie się byłym esesmanem,
zapadnie niebawem.
Kunz będzie czekał na proces w swoim domu pod Bonn. Urodził się na Powołżu, w
rodzinie niemieckich imigrantów. W 1941 r. walczył w szeregach
Armii Czerwonej i dostał się do niemieckiej niewoli. Wstąpił
wówczas do SS i został strażnikiem w Bełżcu, w którym zagazowano
600 tys. Żydów, m.in. z Galicji i Holandii. Oprócz współudziału
w masowym morderstwie niemieccy śledczy chcą ścigać go za
zabicie dziesięciu Żydów w dwóch innych sprawach.
Niemiecki wymiar sprawiedliwości przez lata Kunzem się nie interesował, choć
kilkakrotnie wzywano go na rozprawy nazistowskich zbrodniarzy
jako świadka. Dopiero gdy w Monachium rozpoczął się w tym
roku proces Iwana Demianiuka, strażnika z obozu w Sobiborze,
niemiecka prokuratura pod naciskiem opinii publicznej postawiła
Kunzowi zarzuty.
- To wielki krok dla niemieckiego sądownictwa - stwierdził Efraim Zuroff, szef
Centrum im. Szymona Wiesenthala, które domagało się ścigania
Kunza. Centrum zajmuje się ściganiem nazistowskich zbrodniarzy.
wyborcza.pl
|