18 czerwca 2004 (18.06.04) Rzeczpospolita
  „Ostatnia szansa” i jej przeciwnicy
Dawid Warszawski
 
 

Jerozolimskie Centrum Szymona Wiesenthala uruchomiło wczoraj w Polsce akcję „Ostatnia szansa”, mającą doprowadzić do ujawnienia mieszkających tu być może jeszcze współuczestników hitlerowskiego ludobójstwa Żydów, „Gazeta Wyborcza” zamieściła w swoim wczorajszym numerze trzy komentarze na ten temat: wiceprezesa IPN profesora Witolda Kuleszy, profesora Bronisława Geremka, oraz swego redaktora naczelnego, Adama Michnika. Wszystkie, choć na różny sposób, krytyczne wobec przedsięwzięcia. Budzi to pewne zdumienie: czyżby naprawdę nie było w Polsce osoby, która by miała w tej kwestii inne zdanie? Jeśli nawet tak, co już wydaje się nieprawdopodobne, to ze zwykłej dziennikarskiej uczciwości należało choćby zamieścić pełną wypowiedź inicjatora akcji, szefa Centrum Efraima Zuroffa, nie ograniczając się do zacytowania kilku jego zdań. „Gazeta” nie zamieściła także ogłoszenia, które krytykuje.

Argumenty wysunięte przeciwko inicjatywie Centrum są mało przekonywujące. Profesor Geremek stwierdził: „gdy nagle zewnętrzny ośrodek zaczyna taką tropicielską działalność, napełnia mnie to obrzydzeniem”. Adam Michnik zaś ma „istotne wątpliwości, czy sensowne jest tak osobliwe wyodrębnianie tej zbrodni po 60 latach”. Obaj jednak nie mogą nie wiedzieć, że Centrum tropi hitlerowskich zbrodniarzy nie „nagle” i „po 60 latach”, lecz od momentu swego powstania, tuż po wojnie, i ma w tej sprawie ogromne osiągnięcia. Akcja „Ostatnia szansa” to zwieńczenie tej trwającej niemal 60 lat działalności, ostatnia próba uzyskania zeznań żyjących jeszcze świadków, którzy być może do tej pory nie mieli sposobności ich złożyć.

Profesor Geremek zaś chciałyby, „najpierw żeby cały świat wiedział, jak wiele dobrego zrobili jedni Polacy dla drugich Polaków, ratując Żydów”, zaś profesor Kulesza mówi, że jego „zdziwienie budzi fakt, że Polska została wpisana do projektu, który obejmuje kraje nadbałtyckie i te kraje Europy Wschodniej, które współdziałały z Hitlerem”. Trudno poważnie przypuszczać, że profesor Geremek uzależnia ściganie jakichkolwiek ewentualnych zbrodniarzy od wcześniejszego upublicznienia faktu, że znakomita większość społeczeństwa zbrodni nie popełnia. Przecież nie protestuje, na przykład, przeciwko ściganiu zbrodniarzy stalinowskich, choć większość społeczeństwa polskiego stalinizm odrzucała. Co więcej, instytucja powołana do upamiętniania tych, którzy ratowali Żydów – izraelski instytut Yad Vashem – zasadnie podkreśla fakt, że najliczniejszą grupę wśród osób uhonorowanych jego medalem stanowią Polacy właśnie. Korzystnie to zresztą odróżnia się od postawy polskiego Sejmu, który dopiero po kilku latach zajadłych debat zdecydował się na przyznanie osobom tak wyróżnionym przywilejów kombatanckich. Nie widać też, mimo odkrywczych książek Elżbiety Isakiewicz i Grzegorza Łubczyka o Henryku Sławiku, polskim Waldenbergu, oficjalnych działań, by godnie uczcić tego bohatera, któremu Izrael już oddał cześć. Co zaś się tyczy wypowiedzi profesora Kuleszy, to trzeba zauważyć, że zakres terytorialny akcji „Ostatnia szansa” podyktowany został nie polityką wobec Hitlera państw dziś nią objętych, lecz faktem, że to na ich terytorium Niemcy dokonali swej zbrodni. Tu więc należy szukać jej świadków.

Wreszcie Adam Michnik pyta: „Czemu proponuje się, by – za pieniądze – ścigać jeden tylko typ ludobójców, a rezygnować ze ścigania za opłatą wszystkich innych?”, i wylicza inne, prócz Żydów, narody, które – jak na przykład Ormianie - także doznały w swej historii cierpień. Trudno to pytanie potraktować poważnie. Czy istotnie Centrum Szymona Wiesenthala winno było, nim przystąpiło do tropienia hitlerowskich morderców Żydów, zająć się najpierw łapaniem tureckich sprawców rzezi Ormian w 1915 roku? Ilu ich dziś można się spodziewać znaleźć w Polsce? Co więcej, ten argument także i takiej „Ostatniej szansie” byłby przecież przeciwny. Albo łapiemy wszystkich złoczyńców naraz, albo nie łapiemy nikogo? Wynik z góry łatwy do przewidzenia. Nie chciałbym żyć w takim społeczeństwie.

Redaktor naczelny „Gazety” pisze też: „donos za pieniądze wzbudza mój niepokój”. Podzielam ten niepokój – ale czemu Michnik nie zaprotestował kilka dni temu, gdy „Gazeta” podała, że po kradzieży w mieszkaniu gdańskiego bursztynnika wyznaczono nagrodę w wysokości 20 tysięcy złotych za pomoc w ujęciu sprawców? Ryzyko „kłamliwych oskarżeń”, których naczelny „Gazety” się obawia, jest w obu wypadkach takie samo. Z tego też powodu, choć takie nagrody pieniężne często oferują rodziny i bliscy ofiar, policja czy prokuratura, to nigdy sądy. Także i w przypadku „Ostatniej szansy” zeznania, choćby i nagrodzone 10 tysiącami Euro, będą ewentualnie rozpatrywane, i to przez – co Centrum podkreśla – polskie sądy, jedynie jeśli spełnią powszechnie przyjęte kryteria rzetelności, wiarygodności i prawdziwości.

Adam Michnik wyraża też przekonanie, że „ściganie w ten sposób ludzi, którzy dziś są staruszkami, przynieść musi więcej szkód niż pożytku dla ładu moralnego”. Oznacza to, że w jego opinii bezkarność sprawców zbrodni takich szkód przynosi mniej. Nie jest to argument nowy: opowiadają się za nim zwolennicy przedawnienia wszystkich, czy też niektórych typów zbrodni, po upływie wystarczająco długiego czasu. Przemawiają za tym istotne argumenty; spór ma charakter moralny i nie daje się w sposób zadowalający rozstrzygnąć. Ale przyjęcie takiego stanowiska oznacza opowiedzenie się za przedawnieniem wszystkich zbrodni, hitlerowskich i stalinowskich, podobnie jak wymienionych wcześniej przez Michnika „straszliwych mordów [których ofiarą] padali też Polacy, Ormianie, Ukraińcy, Chińczycy, Rosjanie, Bośniacy, Arabowie”. Jeżeli takie jest istotnie jego stanowisko, powinien je wypowiedzieć wprost.

Krytycy inicjatywy Centrum używają niezwykle mocnego języka. Profesor Geremek mówi o „obrzydzeniu”, jakie budzi w nim taka działalność „zewnętrznego ośrodka”. Ta frazeologia, jakby żywcem przeniesiona z innej epoki, całkiem nie pasuje do sytuacji i nie przynosi mu zaszczytu. Michnik z kolei stwierdza, że nie rozumie „logiki, która każe ekskluzywnie zabijać Żydów, ani tej też tej logiki, która nakazuje ścigać wyłącznie sprawców mordów na Żydach”. Tym samym w zdumiewający i godny potępienia sposób zrównuje sprawców zbrodni, i tych, którzy chcą ich ścigać. Taki zabieg byłby niedopuszczalny nawet wówczas, gdyby Centrum, jak sugeruje Michnik, nakazywało ścigać wyłącznie sprawców mordów na Żydach. Ale tak nie jest. Efraim Zuroff, co zupełnie naturalne, wielokrotnie wzywał do ścigania sprawców wszystkich zbrodni przeciw ludzkości, w tym zbrodniarzy stalinowskich. „Jednoznacznie potępiam zbrodnie komunistyczne, i stanowczo uważam, że ich sprawcy winni zostać ukarani”, stwierdził w lutym w artykule w łotewskiej gazecie „The Baltic Times”. Tyle tylko, że jego Centrum nie tym się zajmuje, ono istotnie skupia się na Zagładzie. Czynienie mu z tego zarzutu jest równie sensowne, jak krytykowanie „Gazety”, że poświęca więcej uwagi wydarzeniom w Polsce, niż na przykład w Indiach.

Stężenie emocji w wypowiedziach profesora Geremka i redaktora Michnika, całkowicie nieadekwatne do meritum sprawy, każe przypuszczać, że w istocie występują oni nie tyle przeciwko samej akcji „Ostatnia szansa”, co przeciwko interpretacji, jaką można by jej nadać. „Zewnętrzny ośrodek” potępiony przez Geremka miałby w niej doprowadzić do niepokojących Michnika „demagogicznych uogólnień” i „piekła porachunków”. Postawmy kropkę nad „i”: w tej interpretacji izraelscy Żydzi mieliby, poprzez akcję Centrum, demagogicznie dążyć do porachunków z Polską. Gdyby tak było, oburzenie obu autorów byłoby jak najbardziej uzasadnione. Tyle tylko, że taka interpretacja, rodem raczej z antysemickich uprzedzeń, nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Centrum nie krytykuje Polski. Przeciwnie: Efraim Zuroff wielokrotnie wyrażał swój szacunek dla działań polskiego wymiaru sprawiedliwości, od lat skutecznie tropiącego hitlerowskich zbrodniarzy, podziw dla IPN i jego prezesa, profesora Leona Kieresa, i ogromne uznanie dla odwagi i głębi dyskusji, jaka się w Polsce odbyła w związku ze sprawą Jedwabnego. „Wznowione wysiłki polskiego IPN w tropieniu hitlerowskich zbrodniarzy wojennych to jedno z najważniejszych pozytywnych zdarzeń w ostatnim okresie” oświadczył Zuroff w kwietniu 2002. Z kolei prezes IPN profesor Leon Kieres, pisał, w liście do Zuroffa 5 września ub.r.: „Pragnę wyrazić swą aprobatę dla prac kierowanego przez Pana Centrum Szymona Wiesenthala, jak również dla wyników Operacji Ostatnia Szansa”. Centrum jest tu Polski sojusznikiem, nie przeciwnikiem. Należą mu się słowa uznania za wspierającą polską sprawiedliwość akcję, którą podjął, a nie kubeł pomyj, który „Gazeta” nań wylała. Linia podziału nie przebiega tu między Polakami a Żydami, lecz między nieujawnionymi zbrodniarzami, o ile jeszcze tacy są, i tymi, którzy chcą ich postawić przed sądem. Stanowisko, jakie w tej sprawie zajęli profesor Geremek i redaktor Michnik, budzić musi zdumienie.

W rozmowie ze mną wiceprezes IPN profesor Witold Kulesza słusznie zwrócił uwagę na to, że w dyskusji wokół inicjatywy Centrum przeplatają się trzy płaszczyzny: historyczna, moralna i prawna, które jednak traktować należy rozłącznie. W płaszczyźnie historycznej nie wolno ignorować faktu, że podczas gdy pozostałe kraje, objęte akcją, podczas wojny sprzymierzone były z Hitlerem, polskie państwo podziemne już podczas okupacji karało kolaborantów, w tym także szmalcowników wydających Niemcom Żydów, zaś pierwsza Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich powstała na terenach wyzwolonych jeszcze przed kapitulacją III Rzeszy. Co więcej, PRL-owski wymiar sprawiedliwości, przy wszystkich zastrzeżeniach, jakie można do niego mieć, doprowadził jednak do skazania około 5 tysięcy hitlerowskich zbrodniarzy i ich pomocników. Wszystko to jest nieporównywalne z sytuacją w pozostałych krajach objętych akcją. Tyle tylko, że Centrum w pełni te różnicę docenia.

W płaszczyźnie moralnej „ściganie staruszków”, by użyć słów Michnika, ma wymiar nie tylko odwetu. Chodzi przede wszystkim o to, by ich ewentualnych naśladowców odstraszyć wizją nieuchronnej kary. Ludobójstwo w Europie, choćby na przywołanych przez Michnika Bośniakach, było możliwe między innymi dlatego, że część sprawców Zagłady pozostała bezkarna. Podobnie Hitler miał powiedzieć, że nikt już nie pamięta o losie Ormian. W płaszczyźnie prawnej wreszcie, nie każdy dowód może być użyty przed sądem. Ktoś, kto ujawni zbrodniarza, choćby dostał w nagrodę od Centrum rzeczone 10 tysięcy Euro, nadal będzie musiał udowodnić swoje zarzuty, świadom kary za fałszywe zeznania.

Z tego, co mi wiadomo, infolinia: (022)498 1507, już zebrała pierwsze zgłoszenia. Jeśli doprowadzi do skazania choć jednego zbrodniarza, akcja „Ostatnia szansa” okaże się w pełni uzasadniona. Jeśli nie, jedynie Centrum Wiesenthala straci na tym czas i pieniądze. Tak czy inaczej, zacietrzewieni krytycy tej akcji zaangażowali się, najwyraźniej w oparciu o błędne przesłanki, po całkiem niewłaściwej stronie.

URL: http://polish-jewish-heritage.org/Pol/June_04_Wypowiedzi.htm