|
Jerozolimskie Centrum Szymona Wiesenthala
uruchomiło wczoraj w Polsce akcję „Ostatnia szansa”, mającą
doprowadzić do ujawnienia mieszkających tu być może jeszcze
współuczestników hitlerowskiego ludobójstwa Żydów, „Gazeta
Wyborcza” zamieściła w swoim wczorajszym numerze trzy komentarze
na ten temat: wiceprezesa IPN profesora Witolda Kuleszy,
profesora Bronisława Geremka, oraz swego redaktora naczelnego,
Adama Michnika. Wszystkie, choć na różny sposób, krytyczne
wobec przedsięwzięcia. Budzi to pewne zdumienie: czyżby naprawdę
nie było w Polsce osoby, która by miała w tej kwestii inne
zdanie? Jeśli nawet tak, co już wydaje się nieprawdopodobne,
to ze zwykłej dziennikarskiej uczciwości należało choćby
zamieścić pełną wypowiedź inicjatora akcji, szefa Centrum
Efraima Zuroffa, nie ograniczając się do zacytowania kilku
jego zdań. „Gazeta” nie zamieściła także ogłoszenia, które
krytykuje.
Argumenty wysunięte przeciwko inicjatywie Centrum są mało przekonywujące. Profesor
Geremek stwierdził: „gdy nagle zewnętrzny ośrodek zaczyna
taką tropicielską działalność, napełnia mnie to obrzydzeniem”.
Adam Michnik zaś ma „istotne wątpliwości, czy sensowne jest
tak osobliwe wyodrębnianie tej zbrodni po 60 latach”. Obaj
jednak nie mogą nie wiedzieć, że Centrum tropi hitlerowskich
zbrodniarzy nie „nagle” i „po 60 latach”, lecz od momentu
swego powstania, tuż po wojnie, i ma w tej sprawie ogromne
osiągnięcia. Akcja „Ostatnia szansa” to zwieńczenie tej trwającej
niemal 60 lat działalności, ostatnia próba uzyskania zeznań
żyjących jeszcze świadków, którzy być może do tej pory nie
mieli sposobności ich złożyć.
Profesor Geremek zaś chciałyby, „najpierw
żeby cały świat wiedział, jak wiele dobrego zrobili jedni
Polacy dla drugich Polaków, ratując Żydów”, zaś profesor
Kulesza mówi, że jego „zdziwienie budzi fakt, że Polska została
wpisana do projektu, który obejmuje kraje nadbałtyckie i
te kraje Europy Wschodniej, które współdziałały z Hitlerem”.
Trudno poważnie przypuszczać, że profesor Geremek uzależnia
ściganie jakichkolwiek ewentualnych zbrodniarzy od wcześniejszego
upublicznienia faktu, że znakomita większość społeczeństwa
zbrodni nie popełnia. Przecież nie protestuje, na przykład,
przeciwko ściganiu zbrodniarzy stalinowskich, choć większość
społeczeństwa polskiego stalinizm odrzucała. Co więcej, instytucja
powołana do upamiętniania tych, którzy ratowali Żydów – izraelski
instytut Yad Vashem – zasadnie podkreśla fakt, że najliczniejszą
grupę wśród osób uhonorowanych jego medalem stanowią Polacy
właśnie. Korzystnie to zresztą odróżnia się od postawy polskiego
Sejmu, który dopiero po kilku latach zajadłych debat zdecydował się na przyznanie osobom tak wyróżnionym przywilejów kombatanckich. Nie
widać też, mimo odkrywczych książek Elżbiety Isakiewicz i
Grzegorza Łubczyka o Henryku Sławiku, polskim Waldenbergu,
oficjalnych działań, by godnie uczcić tego bohatera, któremu
Izrael już oddał cześć. Co zaś się tyczy wypowiedzi profesora
Kuleszy, to trzeba zauważyć, że zakres terytorialny akcji
„Ostatnia szansa” podyktowany został nie polityką wobec Hitlera
państw dziś nią objętych, lecz faktem, że to na ich terytorium
Niemcy dokonali swej zbrodni. Tu więc należy szukać jej świadków.
Wreszcie Adam Michnik pyta: „Czemu
proponuje się, by – za pieniądze – ścigać jeden tylko typ
ludobójców, a rezygnować ze ścigania za opłatą wszystkich
innych?”, i wylicza inne, prócz Żydów, narody, które – jak
na przykład Ormianie - także doznały w swej historii cierpień.
Trudno to pytanie potraktować poważnie. Czy istotnie Centrum
Szymona Wiesenthala winno było, nim przystąpiło do tropienia
hitlerowskich morderców Żydów, zająć się najpierw łapaniem
tureckich sprawców rzezi Ormian w 1915 roku? Ilu ich dziś
można się spodziewać znaleźć w Polsce? Co więcej, ten argument
także i takiej „Ostatniej szansie” byłby przecież przeciwny.
Albo łapiemy wszystkich złoczyńców naraz, albo nie łapiemy
nikogo? Wynik z góry łatwy do przewidzenia. Nie chciałbym
żyć w takim społeczeństwie.
Redaktor naczelny „Gazety” pisze też:
„donos za pieniądze wzbudza mój niepokój”. Podzielam ten
niepokój – ale czemu Michnik nie zaprotestował kilka dni
temu, gdy „Gazeta” podała, że po kradzieży w mieszkaniu gdańskiego
bursztynnika wyznaczono nagrodę w wysokości 20 tysięcy złotych
za pomoc w ujęciu sprawców? Ryzyko „kłamliwych oskarżeń”,
których naczelny „Gazety” się obawia, jest w obu wypadkach
takie samo. Z tego też powodu, choć takie nagrody pieniężne
często oferują rodziny i bliscy ofiar, policja czy prokuratura,
to nigdy sądy. Także i w przypadku „Ostatniej szansy” zeznania,
choćby i nagrodzone 10 tysiącami Euro, będą ewentualnie rozpatrywane,
i to przez – co Centrum podkreśla – polskie sądy, jedynie
jeśli spełnią powszechnie przyjęte kryteria rzetelności,
wiarygodności i prawdziwości.
Adam Michnik wyraża też przekonanie,
że „ściganie w ten sposób ludzi, którzy dziś są staruszkami,
przynieść musi więcej szkód niż pożytku dla ładu moralnego”.
Oznacza to, że w jego opinii bezkarność sprawców zbrodni
takich szkód przynosi mniej. Nie jest to argument nowy: opowiadają
się za nim zwolennicy przedawnienia wszystkich, czy też niektórych
typów zbrodni, po upływie wystarczająco długiego czasu. Przemawiają
za tym istotne argumenty; spór ma charakter moralny i nie
daje się w sposób zadowalający rozstrzygnąć. Ale przyjęcie
takiego stanowiska oznacza opowiedzenie się za przedawnieniem
wszystkich zbrodni, hitlerowskich i stalinowskich, podobnie
jak wymienionych wcześniej przez Michnika „straszliwych mordów
[których ofiarą] padali też Polacy, Ormianie, Ukraińcy, Chińczycy,
Rosjanie, Bośniacy, Arabowie”. Jeżeli takie jest istotnie
jego stanowisko, powinien je wypowiedzieć wprost.
Krytycy inicjatywy Centrum używają
niezwykle mocnego języka. Profesor Geremek mówi o „obrzydzeniu”,
jakie budzi w nim taka działalność „zewnętrznego ośrodka”.
Ta frazeologia, jakby żywcem przeniesiona z innej epoki,
całkiem nie pasuje do sytuacji i nie przynosi mu zaszczytu.
Michnik z kolei stwierdza, że nie rozumie „logiki, która
każe ekskluzywnie zabijać Żydów, ani tej też tej logiki,
która nakazuje ścigać wyłącznie sprawców mordów na Żydach”.
Tym samym w zdumiewający i godny potępienia sposób zrównuje
sprawców zbrodni, i tych, którzy chcą ich ścigać. Taki zabieg
byłby niedopuszczalny nawet wówczas, gdyby Centrum, jak sugeruje
Michnik, nakazywało ścigać wyłącznie sprawców mordów na Żydach.
Ale tak nie jest. Efraim Zuroff, co zupełnie naturalne, wielokrotnie
wzywał do ścigania sprawców wszystkich zbrodni przeciw ludzkości,
w tym zbrodniarzy stalinowskich. „Jednoznacznie potępiam
zbrodnie komunistyczne, i stanowczo uważam, że ich sprawcy
winni zostać ukarani”, stwierdził w lutym w artykule w łotewskiej
gazecie „The Baltic Times”. Tyle tylko, że jego Centrum nie tym się zajmuje, ono istotnie
skupia się na Zagładzie. Czynienie mu z tego zarzutu jest
równie sensowne, jak krytykowanie „Gazety”, że poświęca więcej
uwagi wydarzeniom w Polsce, niż na przykład w Indiach.
Stężenie emocji w wypowiedziach profesora
Geremka i redaktora Michnika, całkowicie nieadekwatne do
meritum sprawy, każe przypuszczać, że w istocie występują
oni nie tyle przeciwko samej akcji „Ostatnia szansa”, co
przeciwko interpretacji, jaką można by jej nadać. „Zewnętrzny
ośrodek” potępiony przez Geremka miałby w niej doprowadzić
do niepokojących Michnika „demagogicznych uogólnień” i „piekła
porachunków”. Postawmy kropkę nad „i”: w tej interpretacji
izraelscy Żydzi mieliby, poprzez akcję Centrum, demagogicznie
dążyć do porachunków z Polską. Gdyby tak było, oburzenie
obu autorów byłoby jak najbardziej uzasadnione. Tyle tylko,
że taka interpretacja, rodem raczej z antysemickich uprzedzeń,
nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.
Centrum nie krytykuje Polski. Przeciwnie:
Efraim Zuroff wielokrotnie wyrażał swój szacunek dla działań
polskiego wymiaru sprawiedliwości, od lat skutecznie tropiącego
hitlerowskich zbrodniarzy, podziw dla IPN i jego prezesa,
profesora Leona Kieresa, i ogromne uznanie dla odwagi i głębi
dyskusji, jaka się w Polsce odbyła w związku ze sprawą Jedwabnego.
„Wznowione wysiłki polskiego IPN w tropieniu hitlerowskich
zbrodniarzy wojennych to jedno z najważniejszych pozytywnych
zdarzeń w ostatnim okresie” oświadczył Zuroff w kwietniu
2002. Z kolei prezes IPN profesor Leon Kieres, pisał, w liście
do Zuroffa 5 września ub.r.: „Pragnę wyrazić swą aprobatę
dla prac kierowanego przez Pana Centrum Szymona Wiesenthala,
jak również dla wyników Operacji Ostatnia Szansa”. Centrum
jest tu Polski sojusznikiem, nie przeciwnikiem. Należą mu
się słowa uznania za wspierającą polską sprawiedliwość akcję,
którą podjął, a nie kubeł pomyj, który „Gazeta” nań wylała.
Linia podziału nie przebiega tu między Polakami a Żydami,
lecz między nieujawnionymi zbrodniarzami, o ile jeszcze tacy są, i tymi, którzy chcą ich postawić
przed sądem. Stanowisko, jakie w tej sprawie zajęli profesor
Geremek i redaktor Michnik, budzić musi zdumienie.
W rozmowie ze mną wiceprezes IPN profesor
Witold Kulesza słusznie zwrócił uwagę na to, że w dyskusji
wokół inicjatywy Centrum przeplatają się trzy płaszczyzny:
historyczna, moralna i prawna, które jednak traktować należy
rozłącznie. W płaszczyźnie historycznej nie wolno ignorować
faktu, że podczas gdy pozostałe kraje, objęte akcją, podczas
wojny sprzymierzone były z Hitlerem, polskie państwo podziemne
już podczas okupacji karało kolaborantów, w tym także szmalcowników
wydających Niemcom Żydów, zaś pierwsza Komisja Badania Zbrodni
Hitlerowskich powstała na terenach wyzwolonych jeszcze przed
kapitulacją III Rzeszy. Co więcej, PRL-owski wymiar sprawiedliwości,
przy wszystkich zastrzeżeniach, jakie można do niego mieć,
doprowadził jednak do skazania około 5 tysięcy hitlerowskich
zbrodniarzy i ich pomocników. Wszystko to jest nieporównywalne
z sytuacją w pozostałych krajach objętych akcją. Tyle tylko,
że Centrum w pełni te różnicę docenia.
W płaszczyźnie moralnej „ściganie
staruszków”, by użyć słów Michnika, ma wymiar nie tylko odwetu.
Chodzi przede wszystkim o to, by ich ewentualnych naśladowców
odstraszyć wizją nieuchronnej kary. Ludobójstwo w Europie,
choćby na przywołanych przez Michnika Bośniakach, było możliwe
między innymi dlatego, że część sprawców Zagłady pozostała
bezkarna. Podobnie Hitler miał powiedzieć, że nikt już nie
pamięta o losie Ormian. W płaszczyźnie prawnej wreszcie,
nie każdy dowód może być użyty przed sądem. Ktoś, kto ujawni
zbrodniarza, choćby dostał w nagrodę od Centrum rzeczone
10 tysięcy Euro, nadal będzie musiał udowodnić swoje zarzuty,
świadom kary za fałszywe zeznania.
Z tego, co mi wiadomo, infolinia:
(022)498 1507, już zebrała pierwsze zgłoszenia. Jeśli doprowadzi
do skazania choć jednego zbrodniarza, akcja „Ostatnia szansa”
okaże się w pełni uzasadniona. Jeśli nie, jedynie Centrum
Wiesenthala straci na tym czas i pieniądze. Tak czy inaczej,
zacietrzewieni krytycy tej akcji zaangażowali się, najwyraźniej
w oparciu o błędne przesłanki, po całkiem niewłaściwej stronie.
URL: http://polish-jewish-heritage.org/Pol/June_04_Wypowiedzi.htm |
|