26-06-04 02:44  
  ANTYPOLSKA PROWOKACJA
Stanley Sas

 
 

Idzie lato, czyli bedzie sezon ogorkowy. Ale nie w Polsce. Oto Centrum Szymona Wisenthala, mieszczace sie w Jerozolimie, oglasza uruchomienie wlasnie w Polsce infolinii, ktora zbierac bedzie informacje "o Polakach, kolaborujacych z Niemcami lub bioracych udzial w pogromach Zydow". Rzecz to znamienna - owo Centrum nie chce zbierac informacji w ogole o takich wydarzeniach - przedmiotem jego zainteresowania sa, jak wynika z tego komunikatu - wylacznie Polacy. I z tego powodu przedsiewziecie jest, chocby z moralnego punku widzenia, co najmniej naganne.

Zaglada znacznej czesci europejskich Zydow podczas II wojny swiatowej jest faktem. Zbrodni tej dokonali Niemcy, glownie na ziemiach polskich, bo tu bylo ich najwieksze skupisko. Ale II RP byla panstwem wielonarodowym. Oprocz Polakow i Zydow zamieszkiwali ja takze Ukraincy, Bialorusini, Litwini, Niemcy. Komunikat Centrum Szymona Wisenthala watpliwosci natomiast nie pozostawia - na naszym terytorium zbierane beda tylko informacje "o Polakach", tak jakby ich wspoludzial w holokauscie byl czyms
zupelnie oczywistym. Zbieraczy informacji zdaja sie nie interesowac dane odnosnie innych narodowosci, w tym takze - co zabrzmiec moze jak paradoks - samych Zydow.

Staly argument: "szmalcownicy"

W prawie kazdej dyskusji o stosunkach polsko-zydowskich w tamtym okresie powraca jak bumerang problem "polskich szmalcownikow". W niektorych publikacjach jest to zagadnienie tak wyolbrzymione, ze nawet slowo " karykatura" nie wystarczy. Na przyklad podczas nieszczesnej dyskusji o Jedwabnem (gdy dyskutowali wszyscy, nawet ci, ktorzy nie mieli i nie maja zielonego pojecia o tym, co tam sie stalo) Stanislaw Lem napisal w " Tygodniku Powszechnym" (a jakze, toz to wymarzone miejsce do takich
" wynalazkow"), ze tylko w jednym Okregu Krakowskim Armii Krajowej zewidencjonowano az 60 tysiecy szmalcownikow!

Nikomu wowczas nie przyszlo do glowy, ze Okregow AK bylo kilkanascie, wobec tego liczbe szmalcownikow w calym kraju nalezaloby oszacowac na jakies milion osob! Biorac pod uwage fakt, ze ponad 90 procent ofiar zydowskich na terytorium przedwojennej Polski Niemcy zgladzili w roznego rodzaju obozach zaglady i obozach koncentracyjnych (ktore byly przeciez pilnie strzezone), ponadto w gettach, czyli miejscach dla Polakow rowniez niedostepnych, zginelo i zmarlo z chorob i glodu rowniez kilkaset tysiecy Zydow, to...

No wlasnie - i tu sie klania statystyka. Sucha, beznamietna, ale i bezlitosna dla takich rachunkow. Gdyby przyjmowac takie wywody, jakich uzyl Stanislaw Lem i jakich uzywa wielu historykow i publicystow zydowskich, to na jednego Zyda, ktory zginal w innych, niz powyzsze okolicznosciach, musialoby przypadac dwoch, a moze nawet i trzech
szmalcownikow. Przez kilka lat okupacji. Na tym przykladzie doskonale widac nedze i absurdalnosc takiego rozumowania. A przeciez rzecz jest bardziej skomplikowana: prawie wszyscy powazni historycy przyznaja (na podstawie dokumentow i wspomnien ocalonych z holokaustu), ze glownym zagrozeniem dla ukrywajacych sie Zydow byli przede wszystkim szmalcownicy zydowscy (i zydowskiego pochodzenia), ktorzy
doskonale orientowali sie w srodowisku, mieli swoje kontakty i najlepsze sposoby rozpoznawania swych potencjalnych ofiar.

Uderz w stol...

Pamietajmy tez, ze w gettach zydowskich Niemcy powolali Judenraty (ktore byly namiastka wladzy zydowskiej), fatalnie zapisane w pamieci tych, ktorzy te getta przezyli. Istniala takze Zydowska Sluzba Porzadkowa (zwana potocznie, choc nieprawidlowo, "policja zydowska"). Ich dlugie, drewniane paly nie byly tylko ozdoba pelniacych w niej sluzbe osilkow, na ogol mlodziencow z tzw. "lepszych domow". Jesli juz poszukujemy winnych, to przyzwoitosc nakazywalaby, ze wszystkich. Inaczej bowiem cale
przedsiewziecie sprawia wrazenie, ze jest na cos innego skierowane. Zapowiedz zbierania informacji za pieniadze wywolala liczne protesty, w tym odezwaly sie takze "autorytety": Wladyslaw Bartoszewski, Bronislaw Geremek, Adam Michnik czy abp Jozef Zycinski. Zadnego z nich nie da sie podciagnac pod "antysemityzm" i zaden z nich nie zieje przeciez "polskim nacjonalizmem". Sa jednak w Polsce zawodowi komentatorzy, ktorzy moga (i maja gdzie) naswietlac takie problemy zawsze z przeciwnego punktu
widzenia.

Jednym z nich jest Dawid Warszawski (vel Bronislaw Gebert), ktory w tej sprawie zabral glos na lamach "Rzeczpospolitej" (18 czerwca), choc go tam przedstawiono jako publicyste Midrasza" i "Gazety Wyborczej". Nie mogl on darowac Michnikowi i Geremkowi, ze nie zaaprobowali z entuzjazmem zydowskiej inicjatywy, obaj zreszta z nieco innych powodow. Argumenty Dawida Warszawskiego sa, jak zwykle w takich okolicznosciach,
demagogiczne. Pisze on m.in.: "Instytucja powolana do upamietniania tych, ktorzy ratowali Zydow - izraelski instytut Yad Vashem - zasadnie podkresla fakt, ze najliczniejsza grupe wsrod osob uhonorowanych jego medalem stanowia Polacy wlasnie. Odroznia sie to zreszta korzystnie od postawy polskiego Sejmu, ktory dopiero po kilku latach zajadlych debat zdecydowal sie na przyznanie przywilejow kombatanckich osobom tak wyroznionym". Na pierwszy rzut oka - wszystko w porzadku. Jesli bowiem Yad Vashem uhonorowal (symbolicznie!) kilka tysiecy Polakow, to nalezy pamietac, ze
setki tysiecy jednak nie dostapily tego zaszczytu.

Honory i walory

Tak, setki tysiecy, biorac pod uwage fakt, ze aby przechowac jednego Zyda, czy jedna rodzine zydowska, potrzebny byl lancuch ludzi dobrej woli, liczacy kilka, kilkanascie a czasami kilkadziesiat osob, ktore organizowaly schronienie, wyzywienie i lekarstwa dla nieszczesnikow. Zreszta kryteria wyroznien, dokonywanych przez ten instytut sa takie, ze nawet w oczywistych przypadkach mozna nie przyznac medalu ratujacym i nic
nie mozna zrobic. Z tego powodu "argument" Warszawskiego vel Geberta jest po prostu obludny. Swoj wywod konstruuje on tak, ze ma z niego wynikac, jakoby strona zydowska zrobila ze swej strony wszystko i dawno, Polacy zas, jesli nawet cos uczynia, to pod naciskiem i niechetnie.

Przeciez uprawnienia kombatanckie to nie jest worek, do ktorego mozna wrzucic wszystko i wszystkich (choc to tak w Polsce wyglada). Ponadto - sa to konkretne swiadczenia finansowe, a nie honorowy dyplom. Polska jest w szczegolnej sytuacji materialnej i nalezy pamietac, ze placimy sowite renty i emerytury osobom, ktore w zaden sposob nie zasluzyly na nie. Jakze bowiem ocenic takie traktowanie stalinowskich zbrodniarzy, w tym takich, ktorzy schronili sie w Izraelu, jak chocby oslawiony pulkownik Salomon Morel? Polska emerytura, jaka caly czas pobiera, wywoluje zawrot glowy. A
przeciez takich osobnikow zyje tam wiecej i jakos nikomu nie przychodzila mysl, aby polskie instytucje werbowaly na miejscu platna agenture do ich scigania. Moze wiec szkoda, ze tak nie jest? Jest to zreszta zjawisko szerszej natury - tak sie dziwnie sklada, ze wielu aferzystow z ostatnich lat znajduje schronienie wlasnie w Izraelu
(vide Bagsik i Gasiorowski z afery "ART BI").

Centrum Wisenthala nie zamierza placic za informacje, dotyczace innych zbrodni. Mozna powiedziec, ze nie jest tym zainteresowane, ale z prawnego i moralnego punktu widzenia nie ma przeciez roznicy miedzy zbrodniarzem, ktory dzialal przeciwko Zydom a zbrodniarzem, ktory dopuscil sie tego samego, ale wobec Polakow. I tu Warszawski-Gebert ma odpowiednie " argumenty", albowiem pisze: "Efraim Zuroff, co zupelnie naturalne, wielokrotnie wzywal do scigania sprawcow wszystkich zbrodni przeciw
ludzkosci, w tym zbrodniarzy stalinowskich. "Jednoznacznie potepiam zbrodnie komunistyczne i stanowczo uwazam, ze ich sprawcy winni zostac ukarani", stwierdzil w lutym w artykule w lotewskiej gazecie "The Baltic Times". Tyle ze jego Centrum nie tym sie zajmuje, ono istotnie skupia sie na Zagladzie". Jak dotychczas trudno pokazac jakiekolwiek efekty takiego potepienia, czy chocby jakiejkolwiek pomocy ze strony Centrum Wisenthala odnosnie scigania i dokumentowania zbrodni komunistycznych.

** ** **
Jest jeszcze jedna wazna sprawa. Wiceprezes Instytutu Pamieci Narodowej i jednoczesnie szef jej pionu sledczego (czyli Komisji Scigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu) prof. Witold Kulesza w wypowiedzi dla Polskiej Agencji Prasowej stwierdzil, ze "relacje telefoniczne nie moga byc dowodem w sprawie" (a taki tryb - w postaci infolinii - zostal przyjety przez Centrum Wisenthala) a ponadto: "obowiazujacy w Polsce stan prawny nie przewiduje mozliwosci wynagradzania swiadkow za skladane przez
nich relacje". Jesli tak, to cala inicjatywa powinna byc umieszczona obok takich akcji, jak kampania informacyjna, ze istnialy "polskie obozy koncentracyjne" czy tez nazywania Polakow "wspolsprawcami zaglady Zydow".

Z publikacji naukowych i popularnych juz dawno znikneli Niemcy, w ich miejsce pojawila sie natomiast mniej wyrazista kategoria "nazistow". Mlodszym pokoleniom jest to nazwa malo mowiaca - kojarzy sie bowiem nie z narodowoscia (choc czlonkiem NSDAP nie mogl zostac czlowiek innej narodowosci, niz niemieckiej!), mozna im zatem wmawiac, ze nazista mogl byc kazdy. Nawet Polak. A takie akcje, jak "infolinia" w Polsce, to
przekonanie tylko beda wzmacniac. Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o... no wlasnie, o co?

za www.polskiejutro.com

URL: http://www.ojczyzna.pl/forum/read.php?f=3&i=12907&t=12907