|
Idzie lato, czyli bedzie sezon
ogorkowy. Ale nie w Polsce. Oto Centrum
Szymona Wisenthala, mieszczace sie w Jerozolimie, oglasza
uruchomienie
wlasnie w Polsce infolinii, ktora zbierac bedzie informacje "o
Polakach,
kolaborujacych z Niemcami lub bioracych udzial w pogromach
Zydow".
Rzecz
to znamienna - owo Centrum nie chce zbierac informacji w
ogole o takich
wydarzeniach - przedmiotem jego zainteresowania sa, jak wynika
z tego
komunikatu - wylacznie Polacy. I z tego powodu przedsiewziecie
jest,
chocby z moralnego punku widzenia, co najmniej naganne.
Zaglada znacznej czesci europejskich Zydow podczas II wojny swiatowej jest
faktem. Zbrodni tej dokonali Niemcy, glownie na ziemiach
polskich, bo tu
bylo ich najwieksze skupisko. Ale II RP byla panstwem wielonarodowym.
Oprocz Polakow i Zydow zamieszkiwali ja takze Ukraincy, Bialorusini,
Litwini, Niemcy. Komunikat Centrum Szymona Wisenthala watpliwosci
natomiast nie pozostawia - na naszym terytorium zbierane
beda tylko
informacje "o
Polakach", tak jakby ich wspoludzial w holokauscie byl czyms
zupelnie oczywistym. Zbieraczy informacji zdaja sie nie interesowac
dane
odnosnie innych narodowosci, w tym takze - co zabrzmiec moze
jak paradoks
- samych Zydow.
Staly argument: "szmalcownicy"
W prawie kazdej dyskusji o stosunkach polsko-zydowskich w
tamtym okresie
powraca jak bumerang problem "polskich
szmalcownikow". W niektorych
publikacjach jest to zagadnienie tak wyolbrzymione, ze nawet
slowo "
karykatura" nie
wystarczy. Na przyklad podczas nieszczesnej dyskusji o
Jedwabnem (gdy dyskutowali wszyscy, nawet ci, ktorzy nie
mieli i nie maja
zielonego pojecia o tym, co tam sie stalo) Stanislaw Lem
napisal w "
Tygodniku Powszechnym" (a
jakze, toz to wymarzone miejsce do takich
"
wynalazkow"), ze
tylko w jednym Okregu Krakowskim Armii Krajowej zewidencjonowano
az 60 tysiecy szmalcownikow!
Nikomu wowczas nie przyszlo do glowy, ze Okregow AK bylo
kilkanascie,
wobec tego liczbe szmalcownikow w calym kraju nalezaloby
oszacowac na
jakies milion osob! Biorac pod uwage fakt, ze ponad 90 procent
ofiar
zydowskich na terytorium przedwojennej Polski Niemcy zgladzili
w roznego
rodzaju obozach zaglady i obozach koncentracyjnych (ktore
byly przeciez
pilnie strzezone), ponadto w gettach, czyli miejscach dla
Polakow rowniez
niedostepnych, zginelo i zmarlo z chorob i glodu rowniez
kilkaset tysiecy
Zydow, to...
No wlasnie - i tu sie klania statystyka. Sucha, beznamietna,
ale i
bezlitosna dla takich rachunkow. Gdyby przyjmowac takie
wywody, jakich
uzyl Stanislaw Lem i jakich uzywa wielu historykow i publicystow
zydowskich, to na jednego Zyda, ktory zginal w innych,
niz powyzsze
okolicznosciach, musialoby przypadac dwoch, a moze nawet
i trzech
szmalcownikow. Przez kilka lat okupacji. Na tym przykladzie
doskonale
widac nedze i absurdalnosc takiego rozumowania.
A przeciez rzecz jest bardziej skomplikowana: prawie wszyscy
powazni
historycy przyznaja (na podstawie dokumentow i wspomnien
ocalonych z
holokaustu), ze glownym zagrozeniem dla ukrywajacych sie
Zydow byli przede
wszystkim szmalcownicy zydowscy (i zydowskiego pochodzenia),
ktorzy
doskonale orientowali sie w srodowisku, mieli swoje kontakty
i najlepsze
sposoby rozpoznawania swych potencjalnych ofiar.
Uderz w stol...
Pamietajmy tez, ze w gettach zydowskich Niemcy powolali Judenraty
(ktore
byly namiastka wladzy zydowskiej), fatalnie zapisane w pamieci
tych,
ktorzy te getta przezyli. Istniala takze Zydowska Sluzba
Porzadkowa (zwana
potocznie, choc nieprawidlowo, "policja
zydowska"). Ich dlugie, drewniane
paly nie byly tylko ozdoba pelniacych w niej sluzbe osilkow,
na ogol
mlodziencow z tzw. "lepszych
domow". Jesli juz poszukujemy winnych, to
przyzwoitosc nakazywalaby, ze wszystkich. Inaczej bowiem
cale
przedsiewziecie sprawia wrazenie, ze jest na cos innego skierowane. Zapowiedz
zbierania informacji za pieniadze wywolala liczne protesty,
w
tym odezwaly sie takze "autorytety":
Wladyslaw Bartoszewski, Bronislaw
Geremek, Adam Michnik czy abp Jozef Zycinski. Zadnego z nich
nie da sie
podciagnac pod "antysemityzm" i
zaden z nich nie zieje przeciez "polskim
nacjonalizmem".
Sa jednak w Polsce zawodowi komentatorzy, ktorzy moga (i
maja gdzie) naswietlac takie problemy zawsze z przeciwnego
punktu
widzenia.
Jednym z nich jest Dawid Warszawski (vel Bronislaw Gebert),
ktory w tej
sprawie zabral glos na lamach "Rzeczpospolitej" (18
czerwca), choc go tam
przedstawiono jako publicyste Midrasza" i "Gazety
Wyborczej". Nie mogl on
darowac Michnikowi i Geremkowi, ze nie zaaprobowali z entuzjazmem
zydowskiej inicjatywy, obaj zreszta z nieco innych powodow.
Argumenty
Dawida Warszawskiego sa, jak zwykle w takich okolicznosciach,
demagogiczne. Pisze on m.in.: "Instytucja
powolana do upamietniania tych,
ktorzy ratowali Zydow - izraelski instytut Yad Vashem - zasadnie
podkresla
fakt, ze najliczniejsza grupe wsrod osob uhonorowanych jego
medalem
stanowia Polacy wlasnie. Odroznia sie to zreszta korzystnie
od postawy
polskiego Sejmu, ktory dopiero po kilku latach zajadlych
debat zdecydowal
sie na przyznanie przywilejow kombatanckich osobom tak wyroznionym".
Na
pierwszy rzut oka - wszystko w porzadku. Jesli bowiem Yad
Vashem
uhonorowal (symbolicznie!) kilka tysiecy Polakow, to nalezy
pamietac, ze
setki tysiecy jednak nie dostapily tego zaszczytu.
Honory i walory
Tak, setki tysiecy, biorac pod uwage fakt, ze aby przechowac
jednego Zyda,
czy jedna rodzine zydowska, potrzebny byl lancuch ludzi dobrej
woli,
liczacy kilka, kilkanascie a czasami kilkadziesiat osob,
ktore
organizowaly schronienie, wyzywienie i lekarstwa dla nieszczesnikow.
Zreszta kryteria wyroznien, dokonywanych przez ten instytut
sa takie, ze
nawet w oczywistych przypadkach mozna nie przyznac medalu
ratujacym i nic
nie mozna zrobic. Z tego powodu "argument" Warszawskiego
vel Geberta jest
po prostu obludny. Swoj wywod konstruuje on tak, ze ma z
niego wynikac,
jakoby strona zydowska zrobila ze swej strony wszystko i
dawno, Polacy
zas, jesli nawet cos uczynia, to pod naciskiem i niechetnie.
Przeciez uprawnienia kombatanckie to nie jest worek, do ktorego
mozna
wrzucic wszystko i wszystkich (choc to tak w Polsce wyglada).
Ponadto - sa
to konkretne swiadczenia finansowe, a nie honorowy dyplom.
Polska jest w
szczegolnej sytuacji materialnej i nalezy pamietac, ze placimy
sowite
renty i emerytury osobom, ktore w zaden sposob nie zasluzyly
na nie. Jakze
bowiem ocenic takie traktowanie stalinowskich zbrodniarzy,
w tym takich,
ktorzy schronili sie w Izraelu, jak chocby oslawiony pulkownik
Salomon
Morel? Polska emerytura, jaka caly czas pobiera, wywoluje
zawrot glowy. A
przeciez takich osobnikow zyje tam wiecej i jakos nikomu
nie przychodzila
mysl, aby polskie instytucje werbowaly na miejscu platna
agenture do ich
scigania. Moze wiec szkoda, ze tak nie jest?
Jest to zreszta zjawisko szerszej natury - tak sie dziwnie
sklada, ze
wielu aferzystow z ostatnich lat znajduje schronienie wlasnie
w Izraelu
(vide Bagsik i Gasiorowski z afery "ART
BI").
Centrum Wisenthala nie zamierza placic za informacje, dotyczace
innych
zbrodni. Mozna powiedziec, ze nie jest tym zainteresowane,
ale z prawnego
i moralnego punktu widzenia nie ma przeciez roznicy miedzy
zbrodniarzem,
ktory dzialal przeciwko Zydom a zbrodniarzem, ktory dopuscil
sie tego
samego, ale wobec Polakow. I tu Warszawski-Gebert ma odpowiednie "
argumenty", albowiem
pisze: "Efraim Zuroff, co zupelnie naturalne,
wielokrotnie wzywal do scigania sprawcow wszystkich zbrodni
przeciw
ludzkosci, w tym zbrodniarzy stalinowskich. "Jednoznacznie
potepiam
zbrodnie komunistyczne i stanowczo uwazam, ze ich sprawcy
winni zostac
ukarani", stwierdzil
w lutym w artykule w lotewskiej gazecie "The Baltic
Times". Tyle ze jego
Centrum nie tym sie zajmuje, ono istotnie skupia sie
na Zagladzie".
Jak dotychczas trudno pokazac jakiekolwiek efekty takiego
potepienia, czy chocby jakiejkolwiek pomocy ze strony Centrum
Wisenthala
odnosnie scigania i dokumentowania zbrodni komunistycznych.
** ** **
Jest jeszcze jedna wazna sprawa. Wiceprezes Instytutu Pamieci
Narodowej i
jednoczesnie szef jej pionu sledczego (czyli Komisji Scigania
Zbrodni
przeciwko Narodowi Polskiemu) prof. Witold Kulesza w wypowiedzi
dla
Polskiej Agencji Prasowej stwierdzil, ze "relacje
telefoniczne nie moga
byc dowodem w sprawie" (a
taki tryb - w postaci infolinii - zostal
przyjety przez Centrum Wisenthala) a ponadto: "obowiazujacy
w Polsce stan
prawny nie przewiduje mozliwosci wynagradzania swiadkow za
skladane przez
nich relacje".
Jesli tak, to cala inicjatywa powinna byc umieszczona obok
takich akcji, jak kampania informacyjna, ze istnialy "polskie
obozy
koncentracyjne" czy
tez nazywania Polakow "wspolsprawcami zaglady Zydow".
Z publikacji naukowych i popularnych juz dawno znikneli Niemcy,
w ich
miejsce pojawila sie natomiast mniej wyrazista kategoria "nazistow".
Mlodszym pokoleniom jest to nazwa malo mowiaca - kojarzy
sie bowiem nie z
narodowoscia (choc czlonkiem NSDAP nie mogl zostac czlowiek
innej
narodowosci, niz niemieckiej!), mozna im zatem wmawiac, ze
nazista mogl
byc kazdy. Nawet Polak. A takie akcje, jak "infolinia" w
Polsce, to
przekonanie tylko beda wzmacniac. Jak nie wiadomo, o co chodzi,
to chodzi
o... no wlasnie, o co?
za www.polskiejutro.com
URL: http://www.ojczyzna.pl/forum/read.php?f=3&i=12907&t=12907 |
|