27-06-2009 03:18
rp.pl
Czy uda się osądzić Kalymona
Piotr Zychowicz

Jednostka, w której służył Kalymon, była postrachem Polaków i Żydów

– Pamiętam ich doskonale. To nie byli ludzie, których chciałoby się spotkać w ciemnej ulicy – mówi Kazimierz Żygulski, który podczas wojny był członkiem lwowskiej Delegatury Rządu. Według niego głównym zajęciem ukraińskich policjantów było terroryzowanie polskich i żydowskich mieszkańców miasta.

– Formalnie mieli pilnować porządku, ale tak naprawdę byli to ukraińscy szowiniści. Jednocześnie byli całkowicie kontrolowani przez Niemców. Na wyższych szczeblach dowodzili nimi wyłącznie oficerowie niemieccy – opowiada Żygulski. Przy pomocy Delegatury prowadził on specjalną zbiórkę funduszy przeznaczonych na pomoc dla lwowiaków prześladowanych przez ukraińską policję.

Największym bestialstwem policjanci wykazywali się jednak wobec Żydów. – Ludność żydowska była całkowicie wyjęta spod prawa. To rodziło wielką pokusę dla ludzi, którzy mieli ją nadzorować. Dochodziło do grabieży i zabójstw – mówi prof. Grzegorz Hryciuk, autor książki “Polacy we Lwowie 1939 – 1944: Życie codzienne”.

W całym dystrykcie Galicja Generalnego Gubernatorstwa ukraińska policja pomocnicza liczyła około 3 tysięcy ludzi. W samym Lwowie było 500 – 800 funkcjonariuszy zgromadzonych w 11 komisariatach. John Kalymon (wówczas Iwan Kalymun), którego chcieliby ściągnąć z USA prokuratorzy IPN, służył w Komisariacie V, który później został przemianowany na Komisariat VII.

Jego funkcjonariusze byli odpowiedzialni m.in. za konwojowanie Żydów do pociągów, którymi wywożono ich do obozów. – Ci ludzie wykazywali wielką gorliwość i chęć pomocy w dziele Holokaustu. To odróżniało ich od polskich granatowych policjantów, wśród których takie postawy były znacznie rzadsze – mówi prof. Hryciuk.

Co stało się z ukraińskimi policjantami? Gdy do Lwowa zaczęła się zbliżać Armia Czerwona, jednostka wycofała się na Zachód. Wielu funkcjonariuszy zrzucało mundury i uciekało na własną rękę. We Lwowie doszło wówczas do serii mordów na polskich mężczyznach – policjanci potrzebowali papierów. Część z nich została później wyłapana przez Sowietów, ale część znalazła się na Zachodzie wśród milionów uchodźców z zajętej przez Stalina Europy Wschodniej.

Status “displaced person” otrzymał właśnie Iwan Kalymun, były polski obywatel, urodzony 88 lat temu w Komańczy w Bieszczadach. Pomogło mu to w wyjeździe do USA, gdzie znalazł się w 1949 roku. Sześć lat później zatrudnił się w fabryce Chryslera w Detroit, gdzie pracował do przejścia na emeryturę. Obecnie mieszka w miejscowości Troy w posiadałości w stylu amerykańskiego rancza.

O jego przeszłości Amerykanie dowiedzieli się pierwszy raz na początku lat 90., po upadku Związku Sowieckiego, gdy otwarto część moskiewskich archiwów. Sprawa nabrała tempa w 2007 roku, gdy sąd pozbawił go obywatelstwa. Kalymon tłumaczył, że zataił przed urzędnikami imigracyjnymi służbę w policji, bo bał się, że zostanie wydany Sowietom.

Zgodnie z amerykańskim prawem Kalymon nie może zostać osądzony w USA za czyny popełnione w Polsce. Jeżeli uda się go sprowadzić i osądzić, będzie to pierwszy taki przypadek od wielu lat. Podobna sprawa miała miejsce w 2003 roku. IPN dopadł wówczas w Kostaryce innego byłego policjanta Bohdana Kozija.

Miał on na koncie kilkanaście ofiar, między innymi zastrzelił z zimną krwią trzyletnią Monikę Zinger. Gdy jednak doręczono mu pismo dotyczące ekstradycji do Polski, dostał wylewu i wkrótce zmarł. Prokuratorzy zajmujący się podobnymi sprawami podkreślają, że są one niezwykle trudne ze względu na upływ czasu. A więc brak świadków, szczątkową dokumentację, wreszcie zły stan zdrowia podejrzanych.

Przedwojenni mieszkańcy Lwowa podkreślają, że dzieje Polaków, Ukraińców i Żydów w tym mieście to nie tylko historia wzajemnej wrogości. – Przed wojną współżycie układało się harmonijnie. Miałem wielu kumpli Ukraińców i Żydów. Bawiliśmy się razem, narodowość nie miała dla nas żadnego znaczenia. Ja uczyłem się w szkole ukraińskiego, a Ukraińcy uczyli się polskiego – mówi znany aktor i lwowiak Witold Pyrkosz. – To ta straszna wojna wydobyła z ludzi to, co najgorsze – dodaje.

rp.pl