04-02-2011 rp.pl
Polska osądzi nazistę?
Piotr Zychowicz

Decyzję podjęła sędzina Elizabeth Hacker z Detroit w stanie Michigan. „Pan John Kalymon brał udział w nazistowskiej eksterminacji Żydów Europy. Dokonywał mordów, które miały służyć do osiągnięcia tego celu. Ani on, ani ktokolwiek inny, kto łamał prawa człowieka, nie może traktować Ameryki jako miejsca azylu” – napisano w oświadczeniu prokuratury.

Sędzina odrzuciła wniosek obrońcy Kalymona, który zapewniał, że 89-letni mężczyzna cierpi na demencję starczą i nie rozumie, co się do niego mówi. Według Hacker nie ma przeszkód, by Ukrainiec, który w 2007 roku stracił obywatelstwo USA, został poddany ekstradycji do Europy.

– To znakomita wiadomość. Nasze działania zmierzające do sprowadzenia go do Polski ulegną teraz przyspieszeniu – powiedział „Rz” prokurator Grzegorz Malisiewicz z IPN w Rzeszowie. – Nieważne, ile on ma lat, nieważne, jak dawno popełnił przestępstwo. Zbrodnie przeciwko ludzkości się nie przedawniają i zrobimy wszystko, żeby go dopaść.

Cztery pociski

John Kalymon (niegdyś Iwan Kalymun) to były polski obywatel urodzony w 1921 roku w Komańczy w Bieszczadach. Podczas wojny trafił do Lwowa, gdzie służył w ukraińskiej policji pomocniczej. Jednostki te dokonywały na zlecenie Niemców represji wobec polskiej i żydowskiej ludności miasta.

Głownym dowodem przeciwko Kalymonowi jest podpisany przez niego raport z 14 sierpnia 1942 r. Ukrainiec relacjonuje w nim, że podczas jednej z akcji użył broni służbowej, wystrzeliwując cztery pociski. Miał zabić jednego Żyda, a drugiego ranić. Kalymon prawdopodobnie brał również udział w odprowadzaniu Żydów do pociągów, którymi wywożono ich do obozów zagłady.

Oprócz Polski wystąpienie o ekstradycję Kalymona rozważają również Niemcy. Jeżeli to jednak polski wniosek zostanie rozpatrzony, Ukrainiec stanie przed sądem w Rzeszowie. To bowiem tamtejszy IPN prowadzi śledztwa w sprawie zbrodni popełnionych na terytorium województwa lwowskiego II RP. W przypadku wyroku skazującego Kalymon karę odbędzie w polskim więzieniu.

– Gdyby udało się wam go osądzić, byłoby to dowodem na to, że Polsce naprawdę zależy na ukaraniu zbrodniarzy – powiedział „Rz” słynny „łowca nazistów” Efraim Zuroff, który stoi na czele Centrum Szymona Wiesenthala. Przypomniał, że od skazania w naszym kraju ostatniego człowieka biorącego udział w niemieckich zbrodniach minęło dziesięć lat. Był to Henryk Mania, funkcyjny z obozu w Chełmnie.

Mechanik z Detroit

Zanim Kalymon wyląduje w kajdankach na polskim lotnisku, upłynie jednak zapewne jeszcze nieco czasu. Jego adwokat zapowiedział bowiem, że złoży apelację, której rozpatrzenie może potrwać kilka miesięcy. Polscy śledczy muszą zaś jeszcze uzupełnić materiał dowodowy. Grafolodzy porównają zaś dokumenty z archiwum we Lwowie z dokumentami znajdującymi się w USA.

W całym dystrykcie Galicja Generalnego Gubernatorstwa ukraińska policja pomocnicza liczyła około 3 tys. ludzi. Gdy do ziem polskich zaczęła się zbliżać Armia Czerwona, większość z nich uciekła na Zachód wraz z wycofującym się Wehrmachtem. Po upadku Trzeciej Rzeszy zrzucili mundury i podali się za „uchodźców”.

Status „displaced person” otrzymał właśnie Iwan Kalymun. W 1949 roku udało mu się uzyskać azyl w USA, zamieszkał w Detroit, gdzie zatrudnił się w fabryce Chryslera. Pracował tam jako mechanik aż do przejścia na emeryturę. Obecnie mieszka w miejscowości Troy.

Kalymon zdecydowanie zaprzecza oskarżeniom i zasłania się niepamięcią. Jego adwokat Elias Xenos przyznaje, że jego klient służył z bronią w ręku w policji w GG. Miał jednak tylko pełnić służbę wartowniczą w komisariatach i przy transportach kolejowych.

Kalymon, gdy ubiegał się o obywatelstwo USA, zataił fakt swojej służby w ukraińskich jednostkach. Jak twierdzi, obawiał się, że Amerykanie wydaliby go w ręce Sowietów i zostałby zamordowany przez NKWD.

rp.pl