Decyzję
podjęła sędzina Elizabeth Hacker z Detroit w stanie Michigan.
„Pan John Kalymon brał udział w nazistowskiej eksterminacji
Żydów Europy. Dokonywał mordów, które miały służyć do osiągnięcia
tego celu. Ani on, ani ktokolwiek inny, kto łamał prawa człowieka,
nie może traktować Ameryki jako miejsca azylu” – napisano
w oświadczeniu prokuratury.
Sędzina odrzuciła wniosek obrońcy Kalymona, który zapewniał, że 89-letni mężczyzna
cierpi na demencję starczą i nie rozumie, co się do niego mówi. Według
Hacker nie ma przeszkód, by Ukrainiec, który w 2007 roku stracił obywatelstwo
USA, został poddany ekstradycji do Europy.
– To znakomita wiadomość. Nasze działania zmierzające do sprowadzenia
go do Polski ulegną teraz przyspieszeniu – powiedział „Rz” prokurator
Grzegorz Malisiewicz z IPN w Rzeszowie. – Nieważne, ile on ma lat, nieważne,
jak dawno popełnił przestępstwo. Zbrodnie przeciwko ludzkości się nie
przedawniają i zrobimy wszystko, żeby go dopaść.
Cztery pociski
John Kalymon (niegdyś Iwan Kalymun) to były polski obywatel
urodzony w 1921 roku w Komańczy w Bieszczadach. Podczas wojny trafił do
Lwowa, gdzie służył w ukraińskiej policji pomocniczej. Jednostki te dokonywały
na zlecenie Niemców represji wobec polskiej i żydowskiej ludności miasta.
Głownym dowodem przeciwko Kalymonowi jest podpisany przez niego
raport z 14 sierpnia 1942 r. Ukrainiec relacjonuje w nim, że podczas jednej
z akcji użył broni służbowej, wystrzeliwując cztery pociski. Miał zabić
jednego Żyda, a drugiego ranić. Kalymon prawdopodobnie brał również udział
w odprowadzaniu Żydów do pociągów, którymi wywożono ich do obozów zagłady.
Oprócz Polski wystąpienie o ekstradycję Kalymona rozważają również Niemcy. Jeżeli
to jednak polski wniosek zostanie rozpatrzony, Ukrainiec stanie przed
sądem w Rzeszowie. To bowiem tamtejszy IPN prowadzi śledztwa w sprawie
zbrodni popełnionych na terytorium województwa lwowskiego II RP. W przypadku
wyroku skazującego Kalymon karę odbędzie w polskim więzieniu.
– Gdyby udało się wam go osądzić, byłoby to dowodem na to, że Polsce naprawdę
zależy na ukaraniu zbrodniarzy – powiedział „Rz” słynny „łowca nazistów”
Efraim Zuroff, który stoi na czele Centrum Szymona Wiesenthala. Przypomniał,
że od skazania w naszym kraju ostatniego człowieka biorącego udział w
niemieckich zbrodniach minęło dziesięć lat. Był to Henryk Mania, funkcyjny
z obozu w Chełmnie.
Mechanik z Detroit
Zanim Kalymon wyląduje w kajdankach na polskim lotnisku, upłynie
jednak zapewne jeszcze nieco czasu. Jego adwokat zapowiedział bowiem,
że złoży apelację, której rozpatrzenie może potrwać kilka miesięcy. Polscy
śledczy muszą zaś jeszcze uzupełnić materiał dowodowy. Grafolodzy porównają
zaś dokumenty z archiwum we Lwowie z dokumentami znajdującymi się w USA.
W całym dystrykcie Galicja Generalnego Gubernatorstwa ukraińska
policja pomocnicza liczyła około 3 tys. ludzi. Gdy do ziem polskich zaczęła
się zbliżać Armia Czerwona, większość z nich uciekła na Zachód wraz z
wycofującym się Wehrmachtem. Po upadku Trzeciej Rzeszy zrzucili mundury
i podali się za „uchodźców”.
Status „displaced person” otrzymał właśnie Iwan Kalymun. W
1949 roku udało mu się uzyskać azyl w USA, zamieszkał w Detroit, gdzie
zatrudnił się w fabryce Chryslera. Pracował tam jako mechanik aż do przejścia
na emeryturę. Obecnie mieszka w miejscowości Troy.
Kalymon zdecydowanie zaprzecza oskarżeniom i zasłania się
niepamięcią. Jego adwokat Elias Xenos przyznaje, że jego klient służył
z bronią w ręku w policji w GG. Miał jednak tylko pełnić służbę wartowniczą
w komisariatach i przy transportach kolejowych.
Kalymon, gdy ubiegał się o obywatelstwo USA, zataił fakt swojej
służby w ukraińskich jednostkach. Jak twierdzi, obawiał się, że Amerykanie
wydaliby go w ręce Sowietów i zostałby zamordowany przez NKWD.
rp.pl
|