Efraim
Zuroff jest zawodowym tropicielem nazistów. Ścigając się
z czasem, poszukuje ich na całym świecie. Teraz jego cel
nr 1 sam stawia go przed sądem.
Główny poszukiwacz nazistów kontra numer jeden na liście ściganych zbrodniarzy
wojennych. Efraim Zuroff, dyrektor Centrum Szymona Wiesenthala w Jerozolimie
przeciwko Sándorowi Képíró, byłemu węgierskiemu kapitanowi żandarmerii.
Budapeszt, sąd centralny, postępowanie karne o sygnaturze akt 22b/25768
– ta bardzo niezwykła sprawa sądowa, w której występują dwie nierówne
strony, czeka obecnie na rozstrzygnięcie.
Budynek w dobrej, mieszczańskiej V dzielnicy ma w sobie coś
przytłaczającego: meble pokryte są kurzem, w przegrzanych pomieszczeniach
czuć zgniliznę, a niekończące się korytarze tworzą upiorny labirynt. Jest
tu więcej niż odrobina atmosfery z Kafki i jego przerażającego świata.
Główny sprawca czy "cyngiel"?
W sprawie chodzi o masakrę w Nowym Sadzie z 23 stycznia 1942
roku, w której zamordowano 1100 mężczyzn, kobiet i dzieci, głównie narodowości
żydowskiej. Ustawiono ich w szeregu i zastrzelono, a ciała wrzucono do
Dunaju. Czy ówczesny oficer policji Képíró był głównym sprawcą tej zbrodni,
czy też wykonywał "tylko" brudną robotę, wybierając ofiary? Czy musimy, możemy, mamy prawo nazwać go zbrodniarzem
wojennym, jak uczynił to Zuroff i czy po tylu latach da się jeszcze zbadać
ponad wszelką wątpliwość rozmiar jego win?
Nie ma już wielu takich konfrontacji, kiedy to przedłożone zostaje
świadectwo z tamtych lat. Walka z czasem trwa. Akcja Centrum Szymona Wiesenthala
mająca na celu wytropienie i postawienie przed sądem żyjących wciąż na
wolności siepaczy Hitlera nazywa się "Operation Last Chance". Co innego jednak sprawia, że ten przypadek jest tak szczególny, jedyny w swoim
rodzaju. Otóż oskarżonym jest tu Efraim Zuroff, 62-letni poszukiwacz nazistów,
a 96-letni Sándor Képíró, który brał udział w masakrze, jest oskarżycielem.
Przedmiotem sprawy nie jest wina Węgra, któremu za współudział
w zamordowaniu tysiąca ludzi mogłaby grozić kara dożywotniego więzienia
– z takim oskarżeniem węgierska prokuratura, mimo bogatego materiału dowodowego,
zwlekała aż do chwili obecnej. Chodzi o winy Izraelczyka, który musi odpowiedzieć
za pomówienie o zbrodnię, za co grożą mu dwa lata więzienia. Ten, kto
chciałby to zrozumieć, musi pojechać do miejsca wydarzeń, by spojrzeć
na sprawę z perspektywy ścigającego i sprawcy, który wcielił się w rolę
ofiary.
"Zamordowali tylko czworo"
Jerozolima, żydowskie Nowe Miasto, skromny dom na rogu ulicy.
Tu mieści się organizacja, która nie ustaje w poszukiwaniu dawnych nazistowskich
zbrodniarzy. Wiąże się to w decydujący sposób z osobą jej szefa, już od
prawie ćwierć wieku kierującego Centrum Szymona Wiesenthala. – Nie spocznę,
dopóki wszystkim ofiarom holokaustu nie oddana zostanie sprawiedliwość,
póki nie osądzi się wszystkich nazistów. Nie wykazujmy fałszywego współczucia
tylko dlatego, że ludzie ci są dziś starcami – mówi już na wstępie Efraim
Zuroff.
Zbrodniarze hitlerowscy zamordowali czworo jego krewnych. -
Tylko czworo – dodaje niemal przepraszająco. Jego mistrz Szymon Wiesenthal
stracił w Shoah 89 członków rodziny. Zagadkowy, niekiedy naciągający prawdę
założyciel tej organizacji wytropił między innymi obersturmbannführera
SS Adolfa Eichmanna. Zuroff jest zupełnym przeciwieństwem Wiesenthala:
urodził się już po wojnie, wychował w Nowym Jorku, jest prostolinijny
do bólu, uparty i nie toleruje żadnych odcieni szarości.
Jedną trzecią swego czasu poświęca na działalność detektywistyczną,
jedną trzecią na pracę nad aktami, a pozostałą część na lobbowanie. W
ten sposób sukcesy i frustracje równoważą się wzajemnie. Za swój triumf
uważa wytoczony w 1999 roku proces przeciwko wytropionemu w Argentynie
i przetransportowanemu do Chorwacji ustaszowskiemu komendantowi obozu
koncentracyjnego Dinko Sakićiowi. Wiele państw jednak, pomimo precyzyjnych
informacji otrzymanych z Centrum Szymona Wiesenthala, zwleka z odpowiedzią
lub odmawia wszczęcia postępowania. natropie.onet.pl
|