24.04.2013 19:22 wyborcza.pl
Litwa unika rozliczenia się z Holocaustu
Agnieszka Filipiak
Niemieccy śledczy chcą sądzić 94-letniego Hansa Lipschisa za zbrodnie w obozie zagłady Auschwitz-Birkenau. O sprawie pochodzącego z Litwy esesmana jest głośno w zagranicznych, ale nie litewskich mediach

- To ostatni ludzie na świecie, którym należy się jakakolwiek wyrozumiałość z racji wieku. Najważniejsza jest sprawiedliwość. Jesteśmy to winni ofiarom - podkreśla w rozmowie z "Gazetą" Efraim Zuroff, dyrektor Centrum Szymona Wiesenthala ścigającego nazistowskich zbrodniarzy i kolaborantów. 

Lipschis jest jednym z 50 byłych strażników obozu w Auschwitz żyjących obecnie na terenie Niemiec. O tym, że były esesman może stanąć przed sądem, napisał w niedzielę niemiecki dziennik "Die Welt". - Byłem tylko kucharzem załogi. Nie widziałem, co się działo w obozie, choć to i owo słyszałem - mówił niemieckim dziennikarzom.

Według zachowanych dokumentów to jednak tylko część prawdy. Lipschis służył w Auschwitz od jesieni 1941 do 1945 r., w 1943 r. przyjął obywatelstwo niemieckie. W SS awansował do stopnia Rottenführera, czyli kaprala.

Lipschis urodził się w 1919 r. jako Antanas Lipsys w Kretyndze pod Kłajpedą. To ponad 20-tys. dziś miasteczko liczyło wtedy 4,5 tys. mieszkańców, wśród nich co trzeci był Żydem. O młodości Antanas Lipsysa wiadomo niewiele. Jego nazwisko widnieje na liście osób, które opuściły Litwę w 1941 r., jeszcze przed niemiecką inwazją na Związek Radziecki w czerwcu tamtego roku.

- Skoro wyjechał w 1941 r., musiał być luteranem, a o tej wspólnocie w tamtym czasie nie wiemy prawie nic - wyjaśnia Juliusz Kanarkas, historyk z Muzeum Kretyngi. Jest zaskoczony, bo to od "Gazety" dowiedział się, że Lipschis pochodzi z Kretyngi. Główne litewskie media ograniczyły się w niedzielę do krótkich notek w internecie o byłym strażniku z Auschwitz. Potem też nikt się tym nie zajął.

Sąsiadów o nazwisku Lipsys kojarzą współcześni luteranie z Kretyngi. Niektórzy nawet przyjaźnią się z córką Lipschisa mieszkającą na stałe w USA. O samym Hansie nic nie wiedzą lub nie chcą mówić. "To polityka" - podsumowują doniesienia medialne. 

W latach 50. XX w. Lipschis wyemigrował do Chicago, ale w 1983 r. władze USA odkryły jego nazistowską przeszłość i wydaliły z kraju. Zamieszkał w RFN.

O niechlubnych kartach historii z czasów II wojny światowej na Litwie się nie mówi. - Nie ma woli politycznej, by rozliczyć się z przeszłości. Ostatnia rzecz, która chcą zrobić Litwini, to znaleźć morderców Żydów - komentuje Zuroff. Przykładów nie brakuje. W latach 1941-44 w podwileńskich Ponarach naziści oraz litewska policja bezpieczeństwa zamordowali ponad 100 tys. osób, głównie Żydów i Polaków. Kiedy w 2011 r. polski MSZ oraz IPN wydały broszurę "Ponary - miejsce ludzkiej rzeźni", na Litwie zawrzało. Nie tylko z powodu niefortunnego określenia "litewska okupacja Wilna", ale też samego tytułu będącego cytatem z relacji świadka zbrodni. O Ponarach i roli Litwinów nie mówi się nawet w szkołach.

Historię przedstawia się wybiórczo. Tak jak w zeszłym roku, kiedy uroczyście na Litwę sprowadzono ciało Juozasa Ambrazevieiusa, premiera marionetkowego rządu z czasów II wojny. To pod jego rządami doszło do masowych mordów Żydów czy stworzenia getta w Kownie. Nawet poważny tygodnik "Veidas" opublikował parę lat temu artykuł historyka i pracownika MSW, który negował Holocaust.

Na Litwie skazano dotychczas tylko dwóch kolaborantów, żaden z nich nie trafił jednak za kratki. Algimantas Dailide jako członek litewskiej policji bezpieczeństwa w służbie Niemiec aresztował 12 Żydów uciekających z wileńskiego getta oraz dwóch Polaków. Wszyscy zostali rozstrzelani po przekazaniu ich Gestapo. Litewski sąd skazał go w 2005 r. na pięć lat więzienia, ale zwolnił z odbycia kary ze względu na zły stan zdrowia żony, twierdząc przy tym, że "nie stanowi zagrożenia dla społeczeństwa".

Choć Litwa uroczyście obchodzi dni pamięci Holocaustu, przypomina o 830 obywatelach na liście Sprawiedliwych wśród Narodów Świata, wypłaca odszkodowania za mienie żydowskie, to kolaboracja i problem antysemityzmu nadal rzadko pojawiają się w publicznej debacie. Co roku z okazji Dnia Odrodzenia Niepodległości Litwy ulicami Wilna maszerują za to m.in. neonaziści z symbolem oddziałów SS. Rok temu sąd w Kłajpedzie uznał, że swastykę można eksponować publicznie, bo nie jest symbolem nazistów, lecz dziedzictwem historycznym Litwy

wyborcza.pl