Rz: Czy nazistowskich zbrodniarzy lub kolaborantów można po tylu latach skutecznie
ścigać?
Efraim Zuroff:
Oczywiście. Akcję przeprowadzaliśmy m.in. na Litwie, Łotwie,
w Estonii, Rumunii, Austrii, Polsce. Świadków znaleźć nietrudno,
jeśli są problemy, to raczej wynikają z braku woli politycznej,
by zbrodniarzy sądzić. Tak jest np. w Austrii, która próbuje
przekonać świat, że była ofiarą nazizmu. To absurdalne, bo
często właśnie kolaborowała z nazistami i brała udział w
pogromach Żydów. Po wojnie niepodjęła w zasadzie wysiłków,
by ścigać zbrodnie. Kiedy uruchomiliśmy tam infolinię, 90
proc. dzwoniących chciało tylko powiedzieć, jak bardzo nienawidzi
Żydów.
|
Efraim Zuroff z Centrum Szymona Wiesenthala. Jego celem jest sądzenie tych, którzy
wydawali i mordowali Żydów w czasie II wojny. Za
doniesienia płaci.
(c) PIOTR KOWALCZYK
|
W styczniu rozpoczęliście realizację programu w Niemczech. Czy tam jest podobnie?
Jest zupełnie inaczej! Niemcy naprawdę chcą się rozliczyć. Problem był w latach
50. czy 60., bo wielu sędziów to byli dawni naziści i niemal niemożliwe było
sądzenie zbrodni wojennych. Teraz Niemcy zrozumieli, że jest to w ich interesie,
a sędziowie i adwokaci są młodzi. Ten kraj inwestuje miliony euro w edukację
dotyczącą Holokaustu.
Jakie
są rezultaty waszej pracy?
Do tej pory dostaliśmy 364 zgłoszenia z kilkunastu krajów, z czego 79 skierowaliśmy
do prokuratury. Na Węgrzech jesteśmy blisko postawienia przed sądem oficera
węgierskiej armii. Po wojnie uciekł do Australii i teraz trwają zabiegi o jego
ekstradycję. Znaleźliśmy byłego komendanta chorwackiej policji, który mieszka
w Austrii i będzie sprowadzonydo kraju. Zależy nam, żeby człowiek był sądzony
w swoim kraju lub tam, gdzie popełniał zbrodnie.
Jak jest
w Polsce?
Jest polityczna wola, by wyjaśniać sprawy, choć mniejsza niż w Niemczech. Dotarło
do nas 20 zgłoszeń, głównie dotyczących wydawania Żydów, ale zdarzają się też
informacje, że ktoś sam dopuścił się morderstwa. Pochodzą m.in. z Warszawy,
Łodzi, Radomia, miejscowości koło Pułtuska i Siedlec. Do IPN skierowaliśmy
jedną sprawę, ale nie dotyczy ona Polaka, lecz obywatelki Austrii, która pracowała
w obozie na Majdanku.
Kto denuncjuje?
Kto zgłasza?
Sąsiedzi, znajomi, ktoś, kto słyszał o sprawie. Za dwa miesiące będziemy w
stanie powiedzieć, które z doniesień są prawdziwe. Polska różni się od krajów
bałtyckich. U was przypadki kolaborowania zdarzały się stosunkowo rzadko, tam
ludność cywilna była częścią zbrodniczego systemu. Z Litwy nadeszło zdecydowanie
najwięcej zgłoszeń - aż 198 osób.
Płacenie za informacje
było głównym zarzutem przeciwników waszej akcji. W
Polsce wybitne osobistości uznały za obrzydliwe i niemoralne
gratyfikowanie donosów.
Są ludzie, którzy przez lata żyli z tą wiedzą i nie wiedzieli, co z nią zrobić.
Nasz program dał im impuls. A perspektywa otrzymania 10 tys. euro jest dodatkową
zachętą. Byłem zaskoczony tak ostrym sprzeciwem Polaków.
W jaki
sposób weryfikujecie zawiadomienia?
W każdym kraju zatrudniamy researcherów, historyków, a nawet detektywów i tajnych
agentów. Cele są proste: ukarać winnych, przypomnieć niektórym krajom, w tym
Polsce, że nie były tylko ofiarami wojny, i walczyć z antysemityzmem.
URL: Rzeczpospolita,
April 19, 2005
|