19.04.2005 Rzeczpospolita
 
 
   
 
 

Na tropie nazistowskich zbrodniarzy
Aleksandra Majdas

 
 


Rz
: Czy nazistowskich zbrodniarzy lub kolaborantów można po tylu latach skutecznie ścigać?

Efraim Zuroff: Oczywiście. Akcję przeprowadzaliśmy m.in. na Litwie, Łotwie, w Estonii, Rumunii, Austrii, Polsce. Świadków znaleźć nietrudno, jeśli są problemy, to raczej wynikają z braku woli politycznej, by zbrodniarzy sądzić. Tak jest np. w Austrii, która próbuje przekonać świat, że była ofiarą nazizmu. To absurdalne, bo często właśnie kolaborowała z nazistami i brała udział w pogromach Żydów. Po wojnie niepodjęła w zasadzie wysiłków, by ścigać zbrodnie. Kiedy uruchomiliśmy tam infolinię, 90 proc. dzwoniących chciało tylko powiedzieć, jak bardzo nienawidzi Żydów.

 

Efraim Zuroff z Centrum Szymona Wiesenthala. Jego celem jest sądzenie tych, którzy wydawali i mordowali Żydów w czasie II wojny. Za doniesienia płaci.
(c) PIOTR KOWALCZYK

W styczniu rozpoczęliście realizację programu w Niemczech. Czy tam jest podobnie?

Jest zupełnie inaczej! Niemcy naprawdę chcą się rozliczyć. Problem był w latach 50. czy 60., bo wielu sędziów to byli dawni naziści i niemal niemożliwe było sądzenie zbrodni wojennych. Teraz Niemcy zrozumieli, że jest to w ich interesie, a sędziowie i adwokaci są młodzi. Ten kraj inwestuje miliony euro w edukację dotyczącą Holokaustu.

Jakie są rezultaty waszej pracy?

Do tej pory dostaliśmy 364 zgłoszenia z kilkunastu krajów, z czego 79 skierowaliśmy do prokuratury. Na Węgrzech jesteśmy blisko postawienia przed sądem oficera węgierskiej armii. Po wojnie uciekł do Australii i teraz trwają zabiegi o jego ekstradycję. Znaleźliśmy byłego komendanta chorwackiej policji, który mieszka w Austrii i będzie sprowadzonydo kraju. Zależy nam, żeby człowiek był sądzony w swoim kraju lub tam, gdzie popełniał zbrodnie.

Jak jest w Polsce?

Jest polityczna wola, by wyjaśniać sprawy, choć mniejsza niż w Niemczech. Dotarło do nas 20 zgłoszeń, głównie dotyczących wydawania Żydów, ale zdarzają się też informacje, że ktoś sam dopuścił się morderstwa. Pochodzą m.in. z Warszawy, Łodzi, Radomia, miejscowości koło Pułtuska i Siedlec. Do IPN skierowaliśmy jedną sprawę, ale nie dotyczy ona Polaka, lecz obywatelki Austrii, która pracowała w obozie na Majdanku.

Kto denuncjuje? Kto zgłasza?

Sąsiedzi, znajomi, ktoś, kto słyszał o sprawie. Za dwa miesiące będziemy w stanie powiedzieć, które z doniesień są prawdziwe. Polska różni się od krajów bałtyckich. U was przypadki kolaborowania zdarzały się stosunkowo rzadko, tam ludność cywilna była częścią zbrodniczego systemu. Z Litwy nadeszło zdecydowanie najwięcej zgłoszeń - aż 198 osób.

Płacenie za informacje było głównym zarzutem przeciwników waszej akcji. W Polsce wybitne osobistości uznały za obrzydliwe i niemoralne gratyfikowanie donosów.
Są ludzie, którzy przez lata żyli z tą wiedzą i nie wiedzieli, co z nią zrobić. Nasz program dał im impuls. A perspektywa otrzymania 10 tys. euro jest dodatkową zachętą. Byłem zaskoczony tak ostrym sprzeciwem Polaków.

W jaki sposób weryfikujecie zawiadomienia?

W każdym kraju zatrudniamy researcherów, historyków, a nawet detektywów i tajnych agentów. Cele są proste: ukarać winnych, przypomnieć niektórym krajom, w tym Polsce, że nie były tylko ofiarami wojny, i walczyć z antysemityzmem.

URL: Rzeczpospolita, April 19, 2005