April 2004 Newsweek Polska No. 17/04
  Odzyskać pamięć

 
 

Nawet 10 tysięcy dolarów nagrody z Centrum Szymona Wiesenthala okazuje się za mało, by wydać kolaboranta, który na Litwie uczestniczył w mordowaniu Żydów.

Starszy pan z falującymi, siwymi włosami jest nieco zmieszany. Nie wie, jak odpowiadać na moje pytania. Co wydarzyło się 63 lata temu w pewnym litewskim lesie? Czy doszło do pogromu Żydów? - To kłamstwo - mówi. On do nikogo nie strzelał. Twierdzi, że w lecie 1941 r. na tym obszarze Żydów nie było. Przyznaje jednak, że wówczas w jego kraju wymordowano 93 proc. przedstawicieli tej społeczności.

Mój rozmówca nazywa się Alfonsas Zaldokas i ma 82 lata - o 16 więcej niż średnia życia mężczyzny na Litwie. Narzeka, że nie może jeść ani spać. Nie, nie z powodu wieku. To wszystko przez oskarżenia. W ubiegłym miesiącu był przesłuchiwany przez śledczych opierających się na doniesieniu, według którego Zaldokas dawno temu mógł być członkiem nazistowskiego szwadronu śmierci. - Nie rozumiem, co się dzieje - mówi staruszek, który przez lata wiódł spokojny żywot w rodzinnym Kownie.

Odpowiedź przynosi operacja "Ostatnia szansa", program zainicjowany dwa lata temu przez ścigające nazistów Centrum Szymona Wiesenthala, które dziś mieści się w Los Angeles. Jak wskazuje sama nazwa, inicjatywa ma na celu wytropienie ostatnich żyjących mieszkańców Europy Wschodniej, którzy pomagali w mordowaniu Żydów podczas II wojny światowej. Biorąc pod uwagę ich zaawansowany wiek, czas jest tu kluczowym czynnikiem. By zachęcić ludzi do zeznań, centrum oferuje nagrodę - 10 tys. dolarów ufundowane przez bogatego biznesmena z Miami. Na razie nikt nie dostał tych pieniędzy. Jednak gazetowe ogłoszenia i gorące linie telefoniczne zaowocowały 271 doniesieniami. Wszczęto już kilkadziesiąt śledztw.

Tropiciele z Los Angeles mają świadomość, że w krajach komunistycznych propaganda spychała problem Żydów na plan dalszy, koncentrując się na losach zabijanych przez hitlerowców komunistów. Po upadku reżimu nowo powstałe państwa skupiały się z kolei na własnych ofiarach, poniesionych z rąk Rosjan. W efekcie o Żydach zapominano.

To dlatego Efraim Zuroff, szef operacji "Ostatnia szansa", podróżuje po Europie Środkowej, by odkłamać historię. Namawia ludzi do składania zeznań. "Mordercy żyją wśród nas"- głosi hasło kampanii, którą prowadzi. Ale przez cały czas zasypywany jest antysemickimi e-mailami i telefonami. - Ludzie nie rozumieją naszych intencji - tłumaczy. - A nam zależy na prawdzie.

Na Łotwie, gdzie hitlerowcy i miejscowi kolaboranci zamordowali około 60 tys. Żydów, Zuroff przekazał 41 nazwisk łotewskich podejrzanych prokuratorowi generalnemu. Jego urząd twierdzi, że toczy się 10 śledztw. Jedno z tych nazwisk wskazała Larisa Grekowa z miejscowości Bauska, która opisała, jak pewien śledczy przyszedł do niej i namawiał, by wycofała swoje zeznania. "Pytał mnie, dlaczego to jest dla mnie takie ważne, skoro nie jestem Żydówką. Czy nie rozumie pani - mówił - że taka postawa szkodzi naszemu rządowi?".

To podejście wskazuje, jakie problemy napotykają ludzie ścigający nazistów. Kraje nadbałtyckie - Litwa, Łotwa i Estonia - wstąpiły właśnie do NATO, a 1 maja staną się członkami Unii Europejskiej. Ze wszystkich sił starają się zasłużyć na miano "prawdziwych" Europejczyków. Równie silna jest przy tym niechęć do nadmiernego zagłębiania się w przeszłość. - Większość ludzi mało obchodzi, co się wtedy stało - mówi Valentinas Brandisauskas z Litewskiego Centrum Badań nad Ludobójstwem. Dodaje, że stosunkowo niewielka liczba Litwinów brała udział w tej zbrodni. - Może dwa, może cztery, a może sześć tysięcy osób, z czego większość już nie żyje.

Operacja "Ostatnia szansa" rozpoczęła się w państwach nadbałtyckich, objęła Polskę, Austrię i Rumunię, a latem tego roku zakończy się w Niemczech. Alfonsas Zaldokas zaangażował się natomiast we własne badania. Jako prezes Związku Partyzantów Czerwca 1941 r., organizacji reprezentującej Litwinów, którzy walczyli z Armią Czerwoną, pomaga weteranom w zebraniu dokumentów potrzebnych do uzyskania renty rządowej. I jak ci, którzy go oskarżają, ma poczucie, że sprawa jest pilna. - Nie zostało wiele czasu - mówi. - Ci ludzie odchodzą.

Podobnie myślą działacze z Centrum Szymona Wiesenthala.

URL: http://newsweek.redakcja.pl/archiwum/artykul.asp?Artykul=9587&Strona=1