: 2007-01-17 20:36 miasta.gazeta.pl
 
 
   
 
 

Czy znajdą dowody na esesmankę?
Paweł P. Reszka

 
 


To najprawdopodobniej nie Erna Wallisch katowała młodego mężczyznę w cytowanej przez "Gazetę" relacji byłej więźniarki Majdanka - ustalił szef działu naukowego muzeum obozu. Może to mieć wpływ na ewentualną ekstradycję mieszkającej w Wiedniu byłej funkcjonariuszki SS
O śledztwie lubelskiego IPN dotyczącej jednej z ostatnich żyjących członkiń załogi hitlerowskiego obozu koncentracyjnego pisaliśmy we wtorek. 85-letnia Erna Pfannenstiel-Wallisch mieszka w Wiedniu. Prokuratorzy instytutu zainteresowali się nią, gdy z apelem o ekstradycję i osądzenie byłej esesmanki wystąpiło tropiące byłych nazistów Centrum Szymona Wiesenthala. Zdaniem jego pracowników, kobieta brała udział w selekcjach do komór gazowych, zachowywała się też sadystycznie w stosunku do osadzonych w obozie.

IPN przekazał badaczom z Państwowego Muzeum na Majdanku listę czterech byłych więźniarek, w których relacjach mogły pojawić się wątki obciążające Ernę Wallisch. Ona sama po wojnie nigdy nie stanęła przed sądem. Nie obciążyły jej byłe więźniarki. Dowodów, które pozwoliłyby ją skazać, nie znaleźli też niemieccy prokuratorzy przygotowujący się do procesu załogi obozu w Dusseldorfie (rozpoczął się w 1975 r.).

Jednak w jednej z relacji więźniarek wymienionych przez IPN - autorstwa Jadwigi Landowskiej - znalazł się fragment mówiący o sadystycznym zachowaniu esesmanki pilnującej więźniarek w szwalni. Autorka relacjonuje jak anonimowa nadzorczyni - w zaawansowanej ciąży - katuje kijem młodego chłopaka. To zeznanie mogło by być ważnym dowodem w sprawie. Wallisch podczas służby na Majdanku - podobnie jak kilka innych funkcjonariuszek - zaszła w ciążę z jednym z esesmanów. Z tego powodu zrezygnowała ze służby. Jednak Tomasz Kranz, szef działu naukowego muzeum, jest zdania, że słowa Landowskiej najprawdopodobniej nie odnoszą się do niej. Mogłyby dotyczyć np. Hildegard Lächert, nazywanej przez więźniarki "Krwawą Brygidą", jednej z najokrutniejszych nadzorczyń w obozie. Nawet w raportach pisanych przez jej przełożonych zauważano, że jest "wyjątkowo nerwowa", a w sytuacji, gdy ma kontrolę nad grupą więźniarek "zaczyna szaleć".

Według Kranza relacja więźniarki najprawdopodobniej dotyczy jeszcze innej funkcjonariuszki obozu - Edith Wittnuhn. - Nim z powodu ciąży w marcu 1943 r. została zwolniona ze służby w obozie, przez pewien czas zastępowała nadzorczynię w szwalni - mówi Kranz.

miasta.gazeta.pl