To najprawdopodobniej
nie Erna Wallisch katowała młodego mężczyznę w cytowanej
przez "Gazetę" relacji byłej więźniarki Majdanka - ustalił szef działu naukowego muzeum obozu.
Może to mieć wpływ na ewentualną ekstradycję mieszkającej
w Wiedniu byłej funkcjonariuszki SS
O śledztwie lubelskiego IPN dotyczącej jednej z ostatnich
żyjących członkiń załogi hitlerowskiego obozu koncentracyjnego
pisaliśmy we wtorek. 85-letnia Erna Pfannenstiel-Wallisch
mieszka w Wiedniu. Prokuratorzy instytutu zainteresowali
się nią, gdy z apelem o ekstradycję i osądzenie byłej
esesmanki wystąpiło tropiące byłych nazistów Centrum
Szymona Wiesenthala. Zdaniem jego pracowników, kobieta
brała udział w selekcjach do komór gazowych, zachowywała
się też sadystycznie w stosunku do osadzonych w obozie.
IPN przekazał badaczom z Państwowego Muzeum na Majdanku listę czterech byłych
więźniarek, w których relacjach mogły pojawić się wątki
obciążające Ernę Wallisch. Ona sama po wojnie nigdy
nie stanęła przed sądem. Nie obciążyły jej byłe więźniarki.
Dowodów, które pozwoliłyby ją skazać, nie znaleźli
też niemieccy prokuratorzy przygotowujący się do procesu
załogi obozu w Dusseldorfie (rozpoczął się w 1975 r.).
Jednak w jednej z relacji
więźniarek wymienionych przez IPN - autorstwa Jadwigi
Landowskiej - znalazł się fragment mówiący o sadystycznym
zachowaniu esesmanki pilnującej więźniarek w szwalni.
Autorka relacjonuje jak anonimowa nadzorczyni - w zaawansowanej
ciąży - katuje kijem młodego chłopaka. To zeznanie
mogło by być ważnym dowodem w sprawie. Wallisch podczas
służby na Majdanku - podobnie jak kilka innych funkcjonariuszek
- zaszła w ciążę z jednym z esesmanów. Z tego powodu
zrezygnowała ze służby. Jednak Tomasz Kranz, szef działu
naukowego muzeum, jest zdania, że słowa Landowskiej
najprawdopodobniej nie odnoszą się do niej. Mogłyby
dotyczyć np. Hildegard Lächert, nazywanej przez więźniarki "Krwawą Brygidą", jednej z najokrutniejszych nadzorczyń w obozie. Nawet w raportach pisanych
przez jej przełożonych zauważano, że jest "wyjątkowo nerwowa", a w sytuacji, gdy ma kontrolę nad grupą więźniarek "zaczyna szaleć".
Według Kranza relacja
więźniarki najprawdopodobniej dotyczy jeszcze innej
funkcjonariuszki obozu - Edith Wittnuhn. - Nim z powodu
ciąży w marcu 1943 r. została zwolniona ze służby w
obozie, przez pewien czas zastępowała nadzorczynię
w szwalni - mówi Kranz.
miasta.gazeta.pl
|