: 2007-01-15 21:54 miasta.gazeta.pl
 
 
   
 
 

Czy osądzą byłą esesmankę?
Paweł P. Reszka

 
 


IPN zwróci się do prokuratur w Austrii i Niemczech o pomoc prawną w sprawie Erny Wallisch. To była strażniczka obozu koncentracyjnego na Majdanku. Mieszka w Wiedniu.
W połowie grudnia prokuratorzy lubelskiego IPN zwrócili się do badaczy z Państwowego Muzeum na Majdanku z zapytaniem o dokumenty i relacje dotyczące jednej z nadzorczyń obozu. Chodzi o Ernę Pfannenstiel-Wallisch. Córka urzędnika pocztowego z Turyngii, urodzona w lutym 1922 r., na Majdanku służyła od października 1942 r. do styczna 1944 r. Tuż po wojnie wyjechała do Wiednia. Ma obywatelstwo tego kraju.

Opinia publiczna na Zachodzie usłyszała o niej na początku ubiegłego roku za sprawą Centrum Szymona Wiesenthala. Ścigając nazistowskich zbrodniarzy i ich pomocników, prowadzi ono akcję "Ostatnia szansa". Za informacje o ukrywających się oferuje pieniądze. W lutym 2006 r. Efraim Zuroff, szef jerozolimskiego biura Centrum, zaapelował do polskiego rządu o podjęcie działań zmierzających do podjęcia starań o ekstradycję i osądzenie Erny Wallisch. Zdaniem władz austriackich zarzuty, które można jej ewentualnie postawić, uległy już przedawnieniu. Zuroff podkreślił, że według zeznań polskich więźniów esesmanka zachowywała się w sposób sadystyczny, miała też brać udział w selekcjach więźniów do komór gazowych. Sprawą zainteresował się IPN, trafiła do Lublina, gdzie toczy się śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych na Majdanku.

Jednak z ewentualną ekstradycją, jak i skazaniem Erny Wallisch może być problem. Śledczy przekazali do muzeum listę czterech polskich więźniarek, w których relacjach mogły znaleźć się fragmenty obciążające esesmankę. Archiwiści zauważyli, że tylko w jednym przypadku u Jadwigi Landowskiej pojawią się wątki, które mogłyby odnosić do austriaczki: "W Dusseldorfie [tam w latach 1975-1981 toczył się największy proces załogi Majdanka - red.] nie było wśród oskarżonych ss-manki potwora, która będąc w "stanie błogosławionym" szalała, biła nas. Zastępowała "Słomę", ss-mankę szwalni, która często nie zauważała naszych kradzieży dla "sióstr i dla mężczyzn". (...) "Ta w ciąży biła leżącego na deskach młodego chłopca czymś twardszym niż pejcz, z którym się nie rozstawała, bo z głowy lała się krew i już nie dawał znaku życia, reakcji na razy. Spocona, zziajana twarz bestii, nie do zapomnienia". Podczas służby na Majdanku Erna Wallisch zaszła w ciążę z jednym z esesmanów. Jak twierdziła po wojnie, z tego powodu nie była w stanie dalej wypełniać swoich obowiązków i w styczniu 1944 r. opuściła obóz.

Tomasz Kranz, szef działu naukowego muzeum podkreśla: - Proces w Dusseldorfie pokazał, że aby kogoś skazać, potrzebne są bardzo precyzyjne zeznania świadków. A często było tak, że więźniowie nie znali nazwisk swoich oprawców. Funkcjonowali oni pod przezwiskami. Gdyby Wallisch wyróżniała się okrucieństwem, sądzę, że więźniarki zapamiętałyby ją podobnie jak Hermine Braunsteiner - zwaną "Kobyłą", czy Hildegard Lächert "Krwawą Brygidę". Oczywiście zarzut, że nadzorczyni uczestniczyła w selekcjach do komór gazowych nawet jako obstawa, obciąża ją w sposób bardzo poważny. Na tej podstawie można ją osądzić moralnie, ale czy to wystarczy, by ją skazać - nie mam pewności.

Erna Wallisch była przesłuchiwana przez niemieckich prokuratorów w charakterze świadka w 1965 r. podczas przygotowania do procesu w Dusseldorfie. Śledczy rozmawiali też z setkami więźniów. Otrzymali również materiały od polskich prokuratorów.

- Wówczas Ernie Wallich nie postawiono żadnych zarzutów. Skoro teraz IPN wraca do tej sprawy, może to oznaczać, że ma np. nowe relacje - uważa Kranz.

Agata Fijuth, rzeczniczka lubelskiego IPN, mówi jedynie: - Ten wątek został rozpoczęty po informacjach ze strony izraelskiej. Mówią one o relacjach imiennie obciążających Ernę Wallich. Liczymy, że uda nam się do nich dotrzeć. Przygotowujemy też wniosek o pomoc prawną do Niemiec i Austrii. Chcemy m.in., by ponownie przesłuchano byłą esesmankę. Na razie nie potrafię podać terminu, kiedy to nastąpi.

Erna Wallisch

W maju 1941 r. na ochotnika zgłosiła się do służby w obozie koncentracyjnym. Wcześniej przez rok była służącą w Berlinie. Zanim została skierowana na Majdanek, gdzie pilnowała więźniarek z komanda, które zajmowało się pracą w ogrodach warzywnych leżących na terenie obecnej dzielnicy Kośminek, służyła w Ravensbruck. W Lublinie związała się Georgiem Wallischem, jednym z esesmanów z załogi wartowniczej. W październiku 1943 hitlerowiec został aresztowany przez gestapo za udział w przywłaszczaniu kosztowności przywożonych do obozu przez żydowskich więźniów. Śledztwo prowadzone przez sędziego SS Konrada Morgena objęło też grupę wyższych oficerów. W jego efekcie skazany i rozstrzelany został pierwszy komendant obozu na Majdanku Karl Otto Koch. Georg Wallisch w 1944 został wywieziony do Weimaru, gdzie sąd SS skazał go na trzy lata więzienia. Wcześniej, w marcu tego roku, w Lublinie ożenił się z Erną. Przyczyny opuszczenia przez nią Majdanka nie są do końca jasne. W jej teczce personalnej zachowały się raporty, w których przełożeni charakteryzowali ją jako osobę krnąbrną i pyskatą. Wiadomo, że chciano przenieść ją do służby w Auschwitz. Jeden z raportów pochodzący z 19 kwietnia 1944 r. napisał Anton Thumann, kierownik więźniarskiej części obozu, jeden z największych zbrodniarzy z Majdanka. Opisuje w nim incydent, do którego doszło podczas kąpieli więźniarek w łaźni. Podczas niej Wallich miała "w bardzo wulgarny sposób" skomentować rozkaz o wymarszu do pracy jej komanda. "Poczułem się w obowiązku dać jej reprymendę - informuje Thumann. - Kiedy nie dała mi dojść do słowa, dałem rozkaz, by opuściła łaźnię i udała się do swojej kwatery. Trzeba jeszcze stwierdzić, że nadzorczyni (...) już raz zwróciła się do mnie w tak bezczelnym tonie, mówiąc, że może robić to, co chce". Thumann skarżył się również, iż wieczorem nadzorczyni skomentowała cały incydent słowami: "Mogą mnie pocałować w dupę".

miasta.gazeta.pl